Przejdź do głównej zawartości

Erotyk bałucki

Parny dzień na Bałutach, spoceni mężczyźni z szorstkimi dłońmi i kobiety z wielkimi piersiami, tylko w elastycznych koszulkach, z owłosionymi pachami. Niektórzy z zębami, inni ze szczątkowym uzębieniem. Wokół nich falliczne marchewki, kształtne śliwki, mięsiste pomidory i niezwykle kuszące małe papryczki chili. 
Ich rubaszne uśmiechy, żarciki zlewały się w spoconą, nieczystą erotykę, gdzie mężczyźni mówili między sobą o "cipkach", a kobiety dywagowały jak zawładnąć męską bryłą i innymi elementami tej miłej "geometrii". 
Kobiety miały o wiele bardziej złożony dylemat. Chodziło bowiem o pozycję kobiety w momencie szaleńczych uniesień. Zastanawiały się długo, czy jedynie leżeć, jak kłoda, czy też wić się, niczym bluszcz. Po niejakim rozmarzeniu i pozbyciu wyrzutów sumienia, uznały że lepiej się wić. Na samą myśl o tym ich piersi zaczęły dyndać, niczym Dzwon Zygmunta na sensualne larum. Słońce zaczęło prażyć jeszcze mocnej. Mężczyźni zaczęli obnażać torsy. Atmosfera robiła się coraz bardziej nabrzmiała. Pomiędzy straganami wyczuwalny był zapach spoconych, niedomytych genitaliów. Powietrze było tak przesycone pragnieniem, że nawet jabłka wydawały się niewinne i czyste. 
Pieniądze spływały kupcom do kieszeni drobną strużką monet. Stragany pustoszały. Spadł rzęsisty deszcz, obywając pulchne twarze i dyndające piersi. 
Zmył wszystko i znów jabłka były najgrzeszniejsze.


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Chyba Cię pogięło, głąbie !

      Usuń
    2. Miast dobrej literatury czytaj sobie kronikę wypadków

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    4. A osoba jak się nazywa ? Aaaa, z resztą,wiem gdzie mieszkasz, długo cię znajdę ?

      Usuń
    5. Ponadto, to bardzo nieładnie komentować nie podpisując się, a ja też zapomniałem się przedstawić w ferworze dyskusji. Jako, że reprezentuję raczej dworskie obyczaje - Atos się zwę.

      Usuń
  2. Moi lekarze są innego zdania.
    Pozdrawiam uniżenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hi Rudolphina, it is actually quite funny. Seems to me some "intelectual zero" got to this blog by mistake, when looking for the cooking recepies or accident chronicles. He or she must have been disappointed indeed. Don't worry, just ignore this moron. However, what a waste of breathing space at this planet for individuums like that ...
    Greetings,
    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  4. PS: and, indeed, no signature, no name (possibly doesn't have one), and it is written almost like the cut-out letters from the newspaper (if it weren't for a computer). Nothing to worry about.
    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  5. I bet he/she (well, to simplify, let's call it "it") is Gypsy; they often have no names, and very few can read ;). So, let's assume it has no name ... :)
    Cheerio,
    Atos

    OdpowiedzUsuń
  6. Ah, nie denerwuj sie, Rudolphino, nie warto. To cos zupelnie nie ma mozgu, zignoruj i sie nie znizaj do dyskusji z tym (Atos ma racje, dlatego pisze "to"). Dziwie sie, ze ma komputer. A jeszcze bardziej, ze umie go choc troche obsulgiwac, a nawet czytac i troche pisac ..... ;)
    Pozdrowienia,
    Sara

    OdpowiedzUsuń
  7. Nothing more to say, Rudolphina, Just ignore "it", and - hang "it" high !
    Helena

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja juz pisalam tu, ale komentarz zginal jak. Powiesic "to" jak szczura na samym, wysokim drzewie trzeba.
    Georgeta

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr