Przejdź do głównej zawartości

Gieni i jej odwieczni przeciwnicy.


Wilgotna i zmarznięta kostka brukowa jeszcze dźwięczniej oddaje stukot każdego kroku. W oddali słychać ostatni odjeżdżający tramwaj tej nocy. Czas płynie już o wiele wolniej, niż rano kiedy każde minuty nad
zaspaną kanapką są oszukane. Wydają się bowiem długie jak kwadranse, a okazują się juz nawet nie jednostkami czasu, ale mgnieniami.
Gieni wraca odurzona przepracowanym dniem i piwem wypitym w ulubionym barze, idzie przestępując z nogi na nogę, opatulona tak miękko i szczelnie, że wydaje jej się że już zaparkowała w pidżamie, pod kołdrą.
Ma uczucie luzu, wtulenia. Takiego wtulenia, jakie znają dzieci wtulając się w kochającą matkę.
Nikogo przy niej nie ma. Jest sama. Jak zawsze. I zaczyna to rozumieć. Zaczyna również czuć, że jak czegoś nie zmieni - to tak już pozostanie na dłuższą chwilę.
Gieni patrzy na dwa różne oczy i słyszy na dwoje różnych uszu. W jednym oku i uchu słyszy o " Silnej kobiecie", zupełnie niezależnej i pełnej werwy, mającej zimno wykalkulowane kamienie milowe swej kariery, które zdobywa niczym ośmiotysięczniki w idealnie skrojonym kostiumie, ze stopami uzbrojonymi w szpilki, niczym cowboy w ostrogi (cholernie niewygodny strój swoją drogą, zupełnie absurdalny i krępujący ruchy).
W drugiej części swoich dwóch zmysłów natomiast widzi kobietę-matkę, pędzącą z zagilonymi dziećmi, zupełnie eco, w dziwacznej fryzurze, przekąszającą seler naciowy i pijącą organiczne soki, uprawiającą jogę i medytującą nad spokojem, który już ma (równie niewygodna opcja z racji na zakupy w sklepach ekologicznych czynnych w godzinach jej pracy).
A w Środku, w Gieni jest Gieni.
Zupełnie nieprzystająca do tych dziwacznych światów. Jak więc być kobietą, kiedy nie jest się zgodną z żadnym imponującym szablonem? Cholernie dziwna sprawa. Wszystko trzeba testować na sobie, jak na króliku doświadczalnym. Doszło już nawet do tego, że nie ma ochoty myć głowy częściej, niż raz w tygodniu i popadła w impotencję. Owszem! Libido ma niczego sobie. Szesnastolatek nawet by jej współczuł. Problem tkwi w tym, że Gieni nie czuje się kobietą. Nie daje sobie nawet szansy, przez to że zupełnie nie wie co dobre, a co złe. Z braku pewności siebie w tej materii traktuje mężczyzn jak przeciwników, a jak to bywa z przeciwnikiem - zawsze stosujesz zasadę ograniczonego zaufania. Wiecznie trzymasz gardę. A jak trzymasz gardę to i masz zbroję, albo inny pancerz (co też musi ci być cholernie niewygodne).

Można oczywiście powiedzieć, że padła ofiarą kolejnego schematu - że kobieta potrzebuje mężczyzny do osiągnięcia pełnej satysfakcji i harmonii.
Jak wiemy z życia - nie zawsze jest to prawdą.

Gieni ma poczucie, że ona byłaby świetną partnerką. Jest przecież taka nietuzinkowa. Nie da się z nią nudzić. Nikt tak, jak ona nie umie spacerować sam po nocy, nikt tak jak ona nie umie na zawołanie zasnąć w samotności gdy potrzeba - nikt tak jak ona nie komplementuje mężczyzn, nawet wtedy kiedy nie ma satysfakcji z obcowania z nimi... 
Wszystko po to, ażeby zmylić przeciwnika. Żeby tylko nie pokazać, że Ci zależy. 
Postanowiła być bierna jak tylko się da.
To z kolei okazuje się przekleństwem, bo nie czuje się swobodnie,  a jak przy kimś nie czujesz się swobodnie - to cię to niszczy.
Spirala przekleństwa wciągnęła Gieni, która tak marzy i wzdycha, ale jest tak indolentna i tak wywracająca wszystko na lewą stronę, że nigdy nie przekona się do opuszczenia gardy. 
A jeśli to uczyni, to wie że zostanie prędzej czy później śmiertelnie ugodzona, a tego wstydziłaby się przed samą sobą, bardziej niż inne kobiety bycia samą, albo nieubraną we wszelkie niewygodnie atrybuty kobiecości.
Gieni snuje się przy blasku księżyca i wie, że te dywagacje mają w sobie wiele prawdy, ale wobec życia, a także zadziwiających wypadków - są jedynie mgnieniem (jak zaspana kanapka). Snuje się więc dalej wtulona w tekstylia, które dzierży na swej ludzkiej powłoce ( i też nie może powiedzieć, ze się utożsamia z tym co nosi.... jeju! To ją spotyka na każdym kroku!). I zmierza do domu, który lubi bo chociaż wiele w nim można zmienić, ale jest cudownie pusty. Wolny od schematów i zestandaryzowanych scenariuszów ludzkich żywotów. W nim jest tylko Gieni, wycięta na kilka godzin z wielu ram, w które czasem trzeba, albo w które chciałoby się wejść jedynie z przedszkolnej potrzeby małpowania i papugowania po innych, którym w danym momencie zazdrościmy, albo którzy nam imponują.



Możesz również wysłuchać w interpretacji autorki.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr