"Mam straszną gonitwę myśli i może dlatego jestem ciągle zmęczony." - powiedział mężczyzna z chmurą w głowie, zupełnie spokojnie dopalając trzy ostatnie chmury papierosa...
Siedzieliśmy zamyśleni, tkwiący na granicy literatury i życia. Lekki powiew słodkiego, majowego powietrza omusnął nas. Nic się nie działo. Nic również się zasadniczo nie stało.
Wymienialiśmy jedynie tytuły książek, które kiedyś nas pochłaniały. Wracaliśmy do dzieciństwa.
Totalna zaprzeszłość. Coś, co nigdy się nie powtórzy. Chyba nawet nie liczymy na to, żeby się powtórzyło. Dzieciństwo jest przereklamowane. Równie ciężko jest być dzieckiem, jak dorosłym.
Może nawet ciężej. Ale co to ma za znaczenie! Niewiele jest rzeczy, które je realnie posiadają.
Dziś w nocy zaczęła się moja mała apokalipsa. Rozdzierała sukcesywnie serce małymi piorunkami.
To moja gonitwa. Ona nie dzieje się w głowie, chociaż wydawałoby się że tak jest. To serce.
Bywało zajęczym, walecznym, dobrodusznym, niewzruszonym, by pozostać finalnie jedynie sercem.
Myślę o śmierci. Teraz wiem, że ją przywołuję i nie będę odganiać.
To śmieszne!
Szłam wieczorem i napotkałam kota, o wyglądzie żbika. Szedł mi naprzeciw. Zatrzymał się i patrzył pełnym, kocim wzrokiem. Oddalałam się, a on siedział i patrzył cały czas za mną. Połączył mnie znów z tą ziemią. Miałam poczucie, że to mój jedyny wspólny element z tym światem.
Wiatr nadal pachnie słodko. Czuję zmęczenie, strach. Niby o nic nie proszę, ale czekam żeby coś dostać...
Bełkot. Totalny bełkot... bulgoczący stygnącą krwią.
Komentarze
Prześlij komentarz