Dawno nieodwiedzany bar gdzieś w mieście Łodzi. Anna i Gieni nie widziały się jakieś lata świetlne. Ale one kierują się jedną zasadą: miłość jest ważna i trzeba za nią gonić, ale przyjaźń ją przeżyje.
Barman, jak zwykle poleruje szkła. Zaczęła się już wiosna. Jakoś szybciej, niż zazwyczaj, więc i scenografia w postaci sylwetek ludzkich się zwiększyła. Zazwyczaj to pryszczate małolaty. Żaden lokal się już przed nimi nie uchowa. Barman wzdycha w myślach, uznając że to oni są jedyną dźwignią gastronomii w Łodzi...
W tym samym momencie, kiedy barman tak rzewnie wdychał sobie nad kolejnym kieliszkiem wina, wchodzi Anna. Z lekka wstawiona, z przekrzywionym kokiem, ubrana na czarno. Siada przy barze, uśmiecha się do barmana. Zamawia szampana. Wyjmuje z torebki pomadkę, poprawia usta, dyskretnie psika się perfumami, wyciąga paczkę papierosów. Kiedy Anna kończy sekwencję działań pozornych - strzela korek od szampana. W tym samym momencie otwierają się drzwi i wchodzi Gieni. Wygląda jakoś blado. Ma fantazyjny kok na głowie, jest perfekcyjnie umalowana ( a nigdy się nie maluje) i równie niedbale ubrana, jak Anna, tj. w jakieś czarne "coś", przypominające dres.
- Witaj Anno!
- Cześć.
Gieni patrzy na Annę i na zawartość jej kieliszka.
- Patrząc na ciebie, nie sądziłam, że będziemy coś świętować.
- Bo nie będziemy. Po prostu mam się ochotę szybko upić.
- Aaaa to witaj w klubie. Mogę się podłączyć do flaszki?
- Nie ma sprawy.
Zapadła cisza, którą przerywał od czasu, do czasu rechot pryszczoli z kąta.
Obie wymieniły porozumiewawczy uśmieszek.
- Ech. Dobra. Ja, cz ty? - powiedziała Gieni
- Dobra. Możesz ty.
-Ja? Przecież to ty zawsze trajlujesz i muszę wysłuchiwać tych twoich treli.
- No własnie dlatego daję ci pierwszeństwo.
Kobiety zmierzyły się wojowniczym spojrzeniem. W tym samym momencie znów wybrzmiał rechot pryszczoli. Obie spojrzały na siebie i też się zaśmiały.
- Dobra. Nie bądźmy jak te aniołki w kątku. Gadaj Anka i mnie nie wkurzaj. Kiedy i dlaczego skończyła się twoja kariera w korporacji?
-Jaka korporacja? Nic nie pamiętam. - powiedziała Anna szukając papierosów po kieszeniach. Gieni wzięła paczkę, którą Anna położyła na barze, wyjęła papierosa i odpaliła, patrząc badawczo na Annę.
- Nie było żadnej korporacji, jak zwykle żartowałam. Przecież wiesz, jak to u mnie jest.
- No nie tym razem. Jestem pewna, że pracowałaś tam tydzień, po czym okazało się, że żona tego Mariusza dowiedziała się o tobie, nawiedziła cię w pracy z piątką swoich dzieci, a kiedy szłaś do toalety poszła za tobą i przyłożyła ci finkę męża do gardła wymyślając ci od różnych.
Anna uśmiechnęła się tajemniczo, napiła szampana i zamyśliła.
- Gieni. Twoja przenikliwość nie ma granic. Owszem ta osoba przyszła do mnie. Przyczaiła się na mnie w toalecie, ale to był mężczyzna.
- Anka! Nie odwracaj kota ogonem!
- Kiedy to najświętsza prawda! Okazało się, że Mariusz ma chłopaka. No i ten chłopak zaczaił się na mnie ale przykładał mi do ciała coś zupełnie innego.- z filuternym uśmieszkiem powiedziała Anna.
-Hahahaah. Dobre!
- Wiesz... tylko obaj byli dla mnie tak męczący, że w istocie po tygodniu pracy - zwolniłam się. Obaj, niezależnie od siebie mnie napastowali. Dramat. Musiałam zmienić mieszkanie i jak widać image.
- No umówmy się, że drugim aspektem były finanse. Coś czuję, ze przejadłaś już swoje pieniądze na wakacje?
- Znasz mnie jak zły szeląg Gieni. Ale jak pewno domyślasz się, odbijam się od dna.
- Kolejny gach... jak ty to robisz?
Moja droga! To jedynie kwestia silnej woli! Jak chodzisz na fitness w dobrym punkcie na mieście, to możesz poznać kilku wpływowych ludzi. Nie to, co w bibliotece. - Anna spojrzała wymownie na Gieni.
- Niestety masz rację. Zostaliśmy przyjaciółmi. To znaczy w mojej głowie, w potencji. Bo tak naprawdę, to nie gadamy już od dwóch tygodni. Powiem ci tak. Wydawało mi się, że jestem zdrowo myślącą kobietą u progu dojrzałości, a ja jak ta jedna z drugą w tych warkoczykach, laurkach, za słodkich perfumikach z Bałuckiego... zakochałam się na maksa. I to w kim. W zwykłym, banalnym, zakurzonym facecie. Ale wiesz co? Nie żałuję. Przynajmniej okazało się, ze jest normalnym facetem, a nie psychopatą.
- No tak. W twoim przypadku lepszy uciekający, niż nacierający. Hahhaha. Ale jesteśmy głupie.Jak zwykle zapomniałyśmy o priorytetach! Jak ci już wspominałam na miłości można tylko zarabiać! Musimy przekuć nasze porażki w sukces Gieni! I my to zrobimy! Przysięgam ci to!
- Wiesz co? Może pogadamy o tym kiedyś na trzeźwo?
- Dobrze Gieni! Dobrze! O ile uda nam się spełnić ten warunek.
I na tym skończyła się pogawędka Anny i Gieni. Obie poszły do swych domów. Anna nawet w dobrym humorze. Gieni zaś w zadumie, w swoim dziwnym koku, który czesała zawsze dla Hornoriusza (mężczyzny z biblioteki), chcąc się tym samym upodobnić do dam doby baroku.
Komentarze
Prześlij komentarz