Przejdź do głównej zawartości

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz. 8

Dawno nieodwiedzany bar gdzieś w mieście Łodzi. Anna i Gieni nie widziały się jakieś lata świetlne. Ale one kierują się jedną zasadą: miłość jest ważna i trzeba za nią gonić, ale przyjaźń ją przeżyje.
Barman, jak zwykle poleruje szkła. Zaczęła się już wiosna. Jakoś szybciej, niż zazwyczaj, więc i scenografia w postaci sylwetek ludzkich się zwiększyła. Zazwyczaj to pryszczate małolaty. Żaden lokal się już przed nimi nie uchowa. Barman wzdycha w myślach, uznając że to oni są jedyną dźwignią gastronomii w Łodzi... 
W tym samym momencie, kiedy barman tak rzewnie wdychał sobie nad kolejnym kieliszkiem wina, wchodzi Anna. Z lekka wstawiona, z przekrzywionym kokiem, ubrana na czarno. Siada przy barze, uśmiecha się do barmana. Zamawia szampana. Wyjmuje z torebki pomadkę, poprawia usta, dyskretnie psika się perfumami, wyciąga paczkę papierosów. Kiedy Anna kończy sekwencję działań pozornych - strzela korek od szampana. W tym samym momencie otwierają się drzwi i wchodzi Gieni. Wygląda jakoś blado. Ma  fantazyjny kok na głowie, jest perfekcyjnie umalowana ( a nigdy się nie maluje) i równie niedbale ubrana, jak Anna, tj. w jakieś czarne "coś", przypominające dres.
- Witaj Anno!
- Cześć.
Gieni patrzy na Annę i na zawartość jej kieliszka.
- Patrząc na ciebie, nie sądziłam, że będziemy coś świętować.
- Bo nie będziemy. Po prostu mam się ochotę szybko upić.
- Aaaa to witaj w klubie. Mogę się podłączyć do flaszki?
- Nie ma sprawy. 

Zapadła cisza, którą przerywał od czasu, do czasu rechot pryszczoli z kąta.
Obie wymieniły porozumiewawczy uśmieszek.

- Ech. Dobra. Ja, cz ty? - powiedziała Gieni
- Dobra. Możesz ty.
-Ja? Przecież to ty zawsze trajlujesz i muszę wysłuchiwać tych twoich treli.
- No własnie dlatego daję ci pierwszeństwo.
Kobiety zmierzyły się wojowniczym spojrzeniem. W tym samym momencie znów wybrzmiał rechot pryszczoli. Obie spojrzały na siebie i też się zaśmiały.

- Dobra. Nie bądźmy jak te aniołki w kątku. Gadaj Anka i mnie nie wkurzaj. Kiedy i dlaczego skończyła się twoja kariera w korporacji?
-Jaka korporacja? Nic nie pamiętam. - powiedziała Anna szukając papierosów po kieszeniach. Gieni wzięła paczkę, którą Anna położyła na barze, wyjęła papierosa i odpaliła, patrząc badawczo na Annę.
- Nie było żadnej korporacji, jak zwykle żartowałam. Przecież wiesz, jak to u mnie jest.
- No nie tym razem. Jestem pewna, że pracowałaś tam tydzień, po czym okazało się, że żona tego Mariusza dowiedziała się o tobie, nawiedziła cię w pracy z piątką swoich dzieci, a kiedy szłaś do toalety poszła za tobą i przyłożyła ci finkę męża do gardła wymyślając ci od różnych.
Anna uśmiechnęła się tajemniczo, napiła szampana i zamyśliła.
- Gieni. Twoja przenikliwość nie ma granic. Owszem ta osoba przyszła do mnie. Przyczaiła się na mnie w toalecie, ale to był mężczyzna.
- Anka! Nie odwracaj kota ogonem!
- Kiedy to najświętsza prawda! Okazało się, że Mariusz ma chłopaka. No i ten chłopak zaczaił się na mnie ale przykładał mi do ciała coś zupełnie innego.- z filuternym uśmieszkiem powiedziała Anna.
-Hahahaah. Dobre! 
- Wiesz... tylko obaj byli dla mnie tak męczący, że w istocie po tygodniu pracy - zwolniłam się. Obaj, niezależnie od siebie mnie napastowali. Dramat. Musiałam zmienić mieszkanie i jak widać image.
- No umówmy się, że drugim aspektem były finanse. Coś czuję, ze przejadłaś już swoje pieniądze na wakacje?
- Znasz mnie jak zły szeląg Gieni. Ale jak pewno domyślasz się, odbijam się od dna. 
- Kolejny gach... jak ty to robisz?
 Moja droga! To jedynie kwestia silnej woli! Jak chodzisz na fitness w dobrym punkcie na mieście, to możesz poznać kilku wpływowych ludzi. Nie to, co w bibliotece. - Anna spojrzała wymownie na Gieni.
- Niestety masz rację. Zostaliśmy przyjaciółmi. To znaczy w mojej głowie, w potencji. Bo tak naprawdę, to nie gadamy już od dwóch tygodni. Powiem ci tak. Wydawało mi się, że jestem zdrowo myślącą kobietą u progu dojrzałości, a ja jak ta jedna z drugą w tych warkoczykach, laurkach, za słodkich perfumikach z Bałuckiego... zakochałam się na maksa. I to w kim. W zwykłym, banalnym, zakurzonym facecie. Ale wiesz co? Nie żałuję. Przynajmniej okazało się, ze jest normalnym facetem, a nie psychopatą.
- No tak. W twoim przypadku lepszy uciekający, niż nacierający. Hahhaha. Ale jesteśmy głupie.Jak zwykle zapomniałyśmy o priorytetach! Jak ci już wspominałam na miłości można tylko zarabiać! Musimy przekuć nasze porażki w sukces Gieni! I my to zrobimy! Przysięgam ci to!
- Wiesz co? Może pogadamy o tym kiedyś na trzeźwo? 
- Dobrze Gieni! Dobrze! O ile uda nam się spełnić ten warunek.

I na tym skończyła się pogawędka Anny i Gieni. Obie poszły do swych domów. Anna nawet w dobrym humorze. Gieni zaś w zadumie, w swoim dziwnym koku, który czesała zawsze dla Hornoriusza (mężczyzny z biblioteki), chcąc się tym samym upodobnić do dam doby baroku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr