Nasz bar. Dziś jakoś spokojnie, bo pada deszcz. Ludzie leniwi - moknąć nie lubią, ale znudzonym kobietom jakoś nie w smak siedzenie w domu. Siedzą przy barze, palą papierosy i prowadzą ożywioną rozmowę. To znaczy Anna jest ożywiona. Gieni po prostu słucha jej tokowania z lekkim uśmieszkiem. Obie wyglądają już normalnie: Anna jest starannie umalowana i ubrana, Gieni ma klasycznie nieuczesane włosy, jeansy i koszulkę, a na to bluzę.
- ... i kupiłam ten bilet, w siadam do tego pociągu. Zdyszałam się trochę, więc usiadłam w pierwszym względnie luźnym przedziale. A tam wiesz, jeden taki starszy facet, nieco smutny i chyba nie miało się mu na życie, jakaś dziewczyna z krzyżykiem na szyi, która wyciągnęła po pewnym czasie ostatni numer "Niedzieli" i taki jakiś łysiejący, szczypiorkowaty blondynek z tymi blond-resztkami ułożonymi na żel. I tak sobie siedzę, zaczęłam wyjmować wszystko,co mi potrzebne, żeby przebyć trasę do Warszawy. A ten blond "pisklaczek" uśmiecha się do mnie. Jestem do tego przyzwyczajona, więc uznałam to za normę, udałam zamyśloną, że patrzę przez niego w jakąś filozoficzną dal i zamyślona otworzyłam tę książkę, co ją zawsze zabieram.
- No wiem... tę co zawsze otwierasz gdzieś na środku, chociaż nigdy nie przeczytałaś z niej nawet jednej strony.
- Darujmy sobie szczegóły. W każdym razie otwieram tę książkę z mocnym postanowieniem, że tym razem ją wreszcie przeczytam, no ale ten mnie niby niechcący trąca kolanem. Okazuje się, ze jest obcokrajowcem. Jednak co globalizacja robi z ludźmi... wyglądał całkiem jak lekko zniewieściały Polak. No i wiesz... gadka szmatka i że on lubi pstrykać zdjęcia. Jakby wiem czym to pachnie...
- Właśnie. Ale ten też był fetyszystą stóp?
- Właściwie chyba tak, chociaż nie jest to przesądzone.Generalnie najpierw mówił, jakie to ja mam piękne oczy. No i miło. Bez zbędnych ceregieli, ponieważ pozostałam biernym słuchaczem doszedł do propozycji, że on do mnie przyjedzie i zrobimy sobie wspólnie nagą sesję, że będziemy pić dużo wina, ale nic między nami się nie zdarzy. To akurat jest pewne, bo jak mnie już potem potrącał już nieprzypadkowo, to robiło mi się słabo, jakbym się szarego mydła najadła. Bo on jakoś tak pachniał. Szarym mydłem i niedosuszoną bawełną. W sumie coś dla ciebie Gieni.
- Daruj sobie. No ale jaki wymyśliłaś biznes na bazie tej znajomości?
- Pomyślałam sobie, ze jak takie męskie ździebko, chce ze mną pić dużo wina, to raczej nie wygra tej konkurencji, zważywszy że jestem wytrenowaną dość jednostką, o czym dość dobrze obie wiemy. Uznałam że skoro on się ofiarował, że przyjedzie, to można na nim zarobić. Gdyby tak przykładowo wygrać z nim tę konkurencję, a potem przerobić go na organy? To byłby szczyt mojego matrymonialnego biznesu. Całkiem jak u Tima Burtona!
- Całkiem fajnie, ale wydaje mi się, że dość karkołomne. W każdym razie Anno, potrenujmy dalej.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie szelmowsko i zamówiły jeszcze po piwku oraz dwóch pięćdziesiątkach, aby jak porządni mężowie za PRL-u, udać się po dobranocce do domu.
- ... i kupiłam ten bilet, w siadam do tego pociągu. Zdyszałam się trochę, więc usiadłam w pierwszym względnie luźnym przedziale. A tam wiesz, jeden taki starszy facet, nieco smutny i chyba nie miało się mu na życie, jakaś dziewczyna z krzyżykiem na szyi, która wyciągnęła po pewnym czasie ostatni numer "Niedzieli" i taki jakiś łysiejący, szczypiorkowaty blondynek z tymi blond-resztkami ułożonymi na żel. I tak sobie siedzę, zaczęłam wyjmować wszystko,co mi potrzebne, żeby przebyć trasę do Warszawy. A ten blond "pisklaczek" uśmiecha się do mnie. Jestem do tego przyzwyczajona, więc uznałam to za normę, udałam zamyśloną, że patrzę przez niego w jakąś filozoficzną dal i zamyślona otworzyłam tę książkę, co ją zawsze zabieram.
- No wiem... tę co zawsze otwierasz gdzieś na środku, chociaż nigdy nie przeczytałaś z niej nawet jednej strony.
- Darujmy sobie szczegóły. W każdym razie otwieram tę książkę z mocnym postanowieniem, że tym razem ją wreszcie przeczytam, no ale ten mnie niby niechcący trąca kolanem. Okazuje się, ze jest obcokrajowcem. Jednak co globalizacja robi z ludźmi... wyglądał całkiem jak lekko zniewieściały Polak. No i wiesz... gadka szmatka i że on lubi pstrykać zdjęcia. Jakby wiem czym to pachnie...
- Właśnie. Ale ten też był fetyszystą stóp?
- Właściwie chyba tak, chociaż nie jest to przesądzone.Generalnie najpierw mówił, jakie to ja mam piękne oczy. No i miło. Bez zbędnych ceregieli, ponieważ pozostałam biernym słuchaczem doszedł do propozycji, że on do mnie przyjedzie i zrobimy sobie wspólnie nagą sesję, że będziemy pić dużo wina, ale nic między nami się nie zdarzy. To akurat jest pewne, bo jak mnie już potem potrącał już nieprzypadkowo, to robiło mi się słabo, jakbym się szarego mydła najadła. Bo on jakoś tak pachniał. Szarym mydłem i niedosuszoną bawełną. W sumie coś dla ciebie Gieni.
- Daruj sobie. No ale jaki wymyśliłaś biznes na bazie tej znajomości?
- Pomyślałam sobie, ze jak takie męskie ździebko, chce ze mną pić dużo wina, to raczej nie wygra tej konkurencji, zważywszy że jestem wytrenowaną dość jednostką, o czym dość dobrze obie wiemy. Uznałam że skoro on się ofiarował, że przyjedzie, to można na nim zarobić. Gdyby tak przykładowo wygrać z nim tę konkurencję, a potem przerobić go na organy? To byłby szczyt mojego matrymonialnego biznesu. Całkiem jak u Tima Burtona!
- Całkiem fajnie, ale wydaje mi się, że dość karkołomne. W każdym razie Anno, potrenujmy dalej.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie szelmowsko i zamówiły jeszcze po piwku oraz dwóch pięćdziesiątkach, aby jak porządni mężowie za PRL-u, udać się po dobranocce do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz