Przejdź do głównej zawartości

Bezbrzeżna chęć brudu.

Zaczęła się jesień. Szłam melancholijnie przez park. Dzieci bawiły się na placu, ich rodzice w osowieniu siedzieli porozrzucani pojedynczo na ławkach, nieopodal epicentrum wrzasku. Psy robiły kupy gdzie popadnie, koty miauczały pod zamkniętą budką już bez piwa. A ja tak sobie szłam, noga za nogą w lekkim odurzeniu własnymi kołaczącymi się myślami.
Ten mętlik, zaprowadził mnie w swej chmurze w wiele miejsc tego dnia: na kilka wystaw, na kilka "pięćdziesiątek" gdzieś w Mieście Łodzi. Szłam sama, bo wtedy nie trzeba niczego ustalać, nikomu tłumaczyć, niczego deklarować. Chcesz iść, to idziesz, jak nie to siedzisz. Potem weszłam do jakiegoś małego kina. Zorientowawszy się, że wszystkie tytuły są mi już znane - udałam się oddać mocz. Z sąsiedniej kabiny wydobywał się tak znajomy i niemal zapomniany dźwięk kochających się ciał. Uśmiechnięta oddawałam się mojemu moczowi, by razem z tymi obok spuścić się w odmęty otchłani. Wyszłam z kabiny, a w tym samym momencie otworzyły się drzwi sąsiednie. Myjąc ręce, zza moich pleców, w lustrze ujrzałam mężczyznę pełnego witalności. Za nim wyszedł kobiecy wymięty kołtun: burza potarganych włosów z twarzą przy mostku i jakiś bezkształtny tułów koloru khaki, z cienkimi nóżkami zakończonymi zużytymi trampkami.
Wyszliśmy niemal razem. Ja tuż za nimi. Kołtun oddalił się na zawsze, zupełnie bez słowa, ale ze smutnym szelestem włosów. 
Bóg Witalności kroczył jednak dumnie do kasy. Coś kazało mi iść za nim. Tak trafiłam na projekcję etiud Jakiegoś Kogoś. Siedzieliśmy obok siebie. Pachniał nieświeżo, ale tak, że chciało się zapach ten wdychać całym ciałem.
Światło zgasło. Odurzona nie wiedziałam, co w zasadzie dzieje się na tym kawałku prześcieradła przede mną. W pewnym momencie wreszcie coś zobaczyłam. Moim oczom ukazała się leżąca w kącie jakieś klatki schodowej, w obskurnej kamienicy - zużyta strzykawka. Zapragnęłam jej dotknąć. Dotknąć i ukłuć się nią. Skazić. To uczucie było tak znanym z dzieciństwa, kiedy rajcowało to, co kosztowało zbyt wiele, ale jednak niezdrowo się tego pragnęło. Tak właśnie było z tą strzykawką, która pojawiała się i znikała co chwila na filmie. 
Opanowała mnie taka bezbrzeżna chęć ubrudzenia się, skażenia, skalania, zbrukania. 
Czegoś takiego, co nawet nie poniża. Po prostu jest brudne i wciąga, co wprowadza w trans i gubi poczucie winy, zostawia w tyle wszelkie cnoty. 
Odurzona tym pragnieniem i ponownym odkryciem w sobie tej potrzeby - dotarłam do domu, gdzie "rozmaślałam" się w różnych wizjach, po czym z premedytacją nie wykąpałam się idąc spać.


Komentarze

  1. Pani Rudolphino,
    Czytalam dzisiaj Pani wszystkie opowiadania. Na blog trafilam przypadkiem bo klikenlam „nastepny” po polskim blogu który regularnie czytam i jestem mile zaskoczona, bo Pani pisze tylko dobrze lub bardzo dobrze, nie znalazłam zlego tekstu. Ten pierwszy jest kontrowersyjny bo odpycha i pociaga za jednym razem. Moi rodzice sa z Lodzi i to z Balut, ja urodzilam się w Izraelu ale bylam w Polsce cztery razy a w domu rozmawiamy po polsku.
    Troche się znam na literaturze bo skonczylam studia lieterature angielska, a i sama troche pisze.
    Namawiam Pania by zebrac te i inne opowiadania razem i wydac w nakładzie w książę taki zbior felietonow.
    Zycze powodzenia i pozdrawiam serdecznie z pieknej Haify,
    Sara Lipicki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Saro!
      Niezmiernie mi miło czytać tak pochlebną recenzję. Ba! Jeszcze mi milej, gdy pisze Pani, że przeczytała wszystkie moje opowiadania niemal jednym tchem. Niestety jestem studentką i nie posiadam środków na to, aby wydać te opowiadania w formie książki. Czekam na moment kiedy moje umiejętności rozwiną się na tyle, aby spróbować swoich sił w pisaniu powieści, a może nawet scenariuszy. Może to zbyt tendencyjne podejście, ale póki co robię swoje.
      Serdecznie jeszcze raz dziękuję. Pozdrawiam piękną Hajfę i mam nadzieję, że będzie mi danym kiedyś ją zobaczyć, bo wiele dobrego o tym miejscu słyszałam.
      Pozdrawiam Gorąco!

      Usuń
    2. Czy mozemy mowic sobie po imieniu ? Ja mam 28 lat i nie jestem zamezna, na szczescie.
      Mam ten sam problem, troche napisalam i nie mogę wydac opowiadan. To kwestia albo sponsora albo aby znalezc wydawnictwo, ktore wydrukuje. Jestesmy w podobnej sytuacji.Wazne jednak by sie nie podlamac i pisac, w koncu musi sie udac.
      Zycze szczescia, rowniez pozdrawiam Lodz, to rodzinne miasto rodzicow.
      Sara

      Usuń
  2. No proszę - innymi słowy (już nie tak poukładanymi, jak w poście) budzi się w Tobie, Rudolphino, ciekawość świata :) :)
    Dobrze, że sama możesz wybierać, co chcesz zobaczyć i czego doświadczyć, że wydarzenia nie spychają Cię na nieznany margines Życia, z którego później czasem trudno wrócić...
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi J!
      Pragnę Ci uzmysłowić, że moje teksty tylko w jakieś części pokrywają się z tym co sama czuję, myślę. Reszta to próba zobaczenia czegoś, czego nie będzie danym mi nigdy zobaczyć z tego prostego powodu, że może jestem nieodpowiednią do tego osobą, albo nie znajduję i nie znajdę się nigdy w danym miejscu i czasie. Nie ukrywam, że mam ochotę w opowiadaniach zepchnąć narratora do rynsztoka, ale trochę się boję czy w ostatecznym rozrachunku nie będzie to błotniste porno bez polotu.
      Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam i czekam na kolejne komentarze!

      Usuń
  3. Rudolphino (jesli moge tak powiedziec), przejrzalam Twoj angieslki Blog. Jest swetny ale radze, jesli sie nie obrazisz, zebys przetlumaczyla kilka nowych opowiadan i by on odzyl.
    W dodatku, bardzo mi sie podobaja komentarze pod Twoimi opowiadaniami i muszkieterki ktore Ciebie nie tylko conieja, ale i bronia. Czy moge do nich sie przylaczyc ? (mam za soba trzy lata sluzby w wojsku i zaawansowany kurs Krav Maga ;) moze bedzie potrzebny) .... :)
    Pozdrawiam,
    Sara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do angielskiego bloga, to niestety sprawa wygląda w ten sposób, że miałam osobę która mi w tym pomagała, aby posty brzmiały dobrze w języku angielskim, ponieważ on się nim posługuje na co dzień.
      Aktualnie chyba nie ma czasu, a może treść tych opowiadań nie dość go motywuje. A może ja go już nie motywuję?
      Czasem kusi mnie, żeby samej coś przetłumaczyć, niestety mój zasób słownictwa nie jest chyba tak rozległy. Dlatego też myślałam, że w ramach nauki języka na angielskim blogu będę publikowała coś inspirowanego "Łysą śpiewaczką" Eugene Ionesco. Nie jestem jednak jeszcze do tego przygotowana. Póki co myślę i układam w głowie, tak aby utrzymać poziom, i czymś Was zaskoczyć.

      Usuń
    2. Rudolphino, ja jestem po angielskiej literaturze, polski znam dobrze i ewnetualnie moge Ci pomoc. Pol roku temu wyszlam z wojska i pracuje na uniwersytecie w Haifie, ale czasu wieczorami starczy.
      Moge Ci podac moj adres mailowy, ale nie wiem gdzie a publicznie nie chce tu na blogu.
      Pozdrawiam,
      Sara

      Usuń
    3. PS: masz bardzo dobrego tlumacza w takim razie, jezyk w jakim te teksty sa napisane jest bardzo dobry; ucieklo mi slowo polskie, po angielsku to "sophisticated"; taki bardzo bogaty

      Usuń
    4. Saro!
      Bardzo dziękuję za propozycję. Jak sama jednak zauważyłaś mój tłumacz jest dobry... ale leniwy i już się do niego przyzwyczaiłam. Jeśli coś się miałoby zmienić w tej materii - będę walić do Ciebie, jak w przysłowiowy dym :)
      PS: bardzo zaciekawiłaś mnie faktem, ze byłaś w wojsku. Jakbyś miała facebooka, to zapraszam do znajomych ( bo Ciebie znaleźć nie mogę), jeśli nie, to tu masz mojego maila:

      dominikaciurzynska@o2.pl

      Usuń
    5. Taaaak; LENIWY !!!! Wyświadcz przysługę przyjaciołom, to miast wdzięczności od leniwych Ci nawtykają ..... :( ... Kobiety zwłaszcza !
      BEZ PODPISU ;)

      Usuń
    6. ZERO WDZIĘCZNOŚCI !!! Nie to, bym wdzięczności oczekiwał, zbyt już długo na tym świecie żyję, ale zawsze ......
      BEZ PODPISU/"Osoba" wie, o kim mówię .... ;)

      Usuń
  4. Well, Sara, I don't know ... Atos is our commander, he must decide ;)
    Greetings to you,
    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elizabeth ma rację. Czekamy zatem na wyrok Mistrza Ceremonii.
      Ale myślę, że się zgodzi ;)

      Usuń
  5. Witaj w oddziale Muszkieterów/Muszkieterek, Saro ;) Jeśli można, w jakich jednostkach służyłaś w wojsku, i skąd znasz Krav Maga ? Toż to nie sport, to sztuka zabijania gołymi rękoma .....
    Serdecznie pozdrawiam,
    Atos.

    OdpowiedzUsuń
  6. OK, I agree; welcome, Sara in the Musketeeresses unit :)
    Cheers,
    Helenka

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobrze,ja tez witam Sara w wojsko Muszkietery i pozdrawiam z Constanta.
    Rudolphina,a to jest bardzo dobre opowiadanie i ja gratuluje.
    Pozdrawiam,
    Georgeta

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr