Przejdź do głównej zawartości

Cisza, cisza, cisza.

Ja najmocniej przepraszam. Nie spodziewałam się, że coś takiego może nastąpić.
Ludzie mówili mi czasem, że mają coś podobnego, ale zawsze uważałam, że tylko się nad sobą użalają. Że ich indolencja wynika z lenistwa, braku zorganizowania, braku dystansu...
No i mnie, osobę leniwą, słabo zorganizowaną i posiadającą względny dystans w stosunku do siebie i świata - dopadła ta zaraza.
Dopadła w sposób dotkliwy i ostateczny. Trwa to już od kilku dni. Czekam, aż minie. Rozglądam się po świecie, patrzę na szalonych muzyków grających w mróz na Piotrkowskiej, patrzę na księżyc, koty biegające jak w amoku, w pełnię.
I NIC.
Jest we mnie równina bliska stołowi przed którym siedzę. Jest idealnie płaska i lekko zakurzona.
Czuję się tak, jakbym połknęła ten stół i średnio mi się trawił.
Zajmuje jednak tyle powierzchni we mnie, że nie łaknę niczego.

Cisza. Jest we mnie cisza. I nie jest to pewność. To cisza.
Jest przejrzysta i gęsta jak galareta. Agrestowa galareta. Moja ulubiona.
Pławię się w agrestowej galarecie. Ładnie przerobionych zwłokach i bólu, który przeżywałam, którym się upajałam jak kapłanka cierpienia.
Galareta jest moim materacem, moją trampoliną. Śpię i skaczę, skaczę i śpię.
Bezsensownie.
Nie stać mnie na rewolucję. Nie wydarzy się żadne ogniem i mieczem. Nie będzie gilotyny. Nie będzie plucia i gryzienia. Nie będzie pięści.
Jest cisza i będzie cisza.
Jest płaskość stołu i kościstość stołu.
I takie zupełne NIC w głowie. Żadnych porywów, żadnej desperacji, determinacji. NIC.
Biała karta.

Pełnia księżyca. Koty biegają z bramy, do bramy niespokojnie. Bezsenność. Cisza. Zastanowienie.
Ciągle zastanawiam się nad tym, co robię i w ostatecznym rozrachunku zawsze wychodzi, że to co robię jest za mało spektakularne. 
Słowa stały się jakieś drętwe. Odbijają się od moich małżowin usznych w sposób bolesny i zniechęcający. 
Nie zabijesz mnie słowem, bo go nie usłyszę. Nie zabijesz mnie słowem, bo go nie poczuję.
Zobojętnienie i pragnienie ciszy w ogólnym zgiełku.
Patrząc na księżyc unoszący się nad Placem Wolności doszłam do wniosku, że największym darem człowieka jest to, że może myśleć, a jego największym przywilejem że zawsze może przestać myśleć.
Nie myślę więc. Nie jest to stan komfortowy. Pocieszam się, że to jedynie kwestia przyzwyczajenia.
Cisza jest ciężka.

Cisza, cisza, cisza.
Teraz już wiecie. 
Nie mam Wam nic do powiedzenia.
Opanowała mnie rozległa impotencja.
Ciała i duszy.
Ale nie bójcie się. To przejściowe.
Przechodzę przez kolejne drzwi i jeszcze nic nie widzę.
Jak zobaczę, usłyszę i poczuję, to wyślę Wam pocztówkę.
Buziaczki, całuski i co tam jeszcze chcecie.

Wasza Kochana Zdenia artystka-intelektualistka.
Czytajcie "Łódzki Spleen"!
Przesyłajcie pieniądze na konto Rudolphiny Sherman. Nie wybuduje Wam nic, ale zawsze miło kogoś uszczęśliwić.
Podaję numer konta:
XYZ 1646413154663161461
z dopiskiem: "Na flaszkę"
Buziaczki, całuski i co tam jeszcze chcecie.




Komentarze

  1. Czytajmy,wpłacajmy,do bólu katujmy się ….. wspierając współczesną literaturę i literatkę literatką,a literek jeszcze milej widzianym będzie.
    Rudolphino,na talent masz zadatek,co już wcześniej stwierdzonym zostało autorytatywnie. Tylko pić musisz. Bez tego za pióro nie chwytaj,bo wypadek będzie,po bandzie idąc ….. ;)
    Zaś TY,Czytelniku drogi (dużymi literami cześć ukazuję, na hojność Twą licząc),przelewy bankowe kieruj na wskazane konto. Płatności akredytywą na adres monopolu – Zgierska 56.
    Sługa,
    Atos

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się z Atosem jak zawsze zgadzam. To jest kawałek cymes literatury, a kupiecka prawda głosi,że za jakość płacić trzeba ...
    Polecam lieterk pejsachówki pod gęsi pipek; tworzyć pomaga,ale kosztuje. Chociaż,co ja gadam .... ten smak pod uwagę biorąc,to on nic nie kosztuje.On całkiem darmo jest.
    A, jak u nas w Haifie powiadają, z pustej flaszki nawet Mojżesz nie naleje,płaćcie dadtki na artysktę,by tworzyć mogła .. dla Was; do kina idziesz,też bilet kupić musisz, nie ? W dodatku w promocji kawałek muzyki dobrej macie, darmo całkiem,a element kosher jakby ma .....
    Pozdrawiam,
    Sara

    OdpowiedzUsuń
  3. Cisza to oznaka, że w środku Coś siedzi, skoro gadało i nagle postanowiło zamilknąć. Może śpi a może się zagapiło na coś ładnego i chwilowo straciło oddech? Moje "licho-cicho" trwało dwa miesiące a na wymowny znak zapytania w moim oku opowiedziało: "Leżałom, odpoczywałom". Może Twoje też;-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nazywałam to magmą, pamiętam ten stan bardzo dobrze. Ale to zawsze jest cisza przed burzą, nie ma innej...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr