Przejdź do głównej zawartości

Pjany obrus/ pan z kotem niby psem / inne dziwne sytuacje.

 Sobota obudziła ją wilgotnym nosem i kocim ciałkiem wtulającym się w ramiona.
Mimo zaledwie czterech przespanych godzin postanowiła zacząć inaugurację kolejnego dnia od inauguracyjnej kawy, aby potem iść na rytuale sobotnio-mieszczańskie zakupy na bałuckim.
Potem nastąpił szereg działań ściśle związanych ze wzorowym mieszczaństwem, aby koło godziny 11tej przed południem otrzymać propozycję nie do odrzucenia, która raczej miała na celu zaproszenie do wspólnego skakania po wszelkich przykazaniach przykładnego mieszczanina.
Cóż. Przyjaciół nie zostawia się w biedzie, trzeba odciążać ich. W szczególności, gdy dzierżą samotnie butelkę wina półwytrawnego... a do tego jest ładna pogoda.
I tak oto w sobotę kilka godzin po południu skrzyżowały swe drogi trzy kobiety.
Każda z nich ma swoją historię, swoje nerwice, przemyślenia i takie tam inne walory i wady.
Spotkanie to upływało w dziwnej atmosferze. Albowiem działy się rzeczy dziwne, może nawet wyjątkowe.
Spotkały na swej drodze siedząc mężczyznę z lekkim opóźnieniem umysłowym i jego małego kota, który ma w przyszłości pełnić rolę psa. Mężczyzna w rozmowie z kobietami protekcjonalnym tonem uznał wymyślenie smyczy i obróżki dla kota za zupełny przełom w naszej cywilizacji.
Następnie napotkały królową-widmo Bałut, która ledwo się porusza, za to woń jej ciała rozpościera się dość dynamicznie, ma jedno oko (drugie jest jakby dziwnie wepchnięte w oczodół) i chociaż wydaje się, że taki stwór nie zna języka ludzkiego - całkiem składną polszczyzną namawia to jałmużny.
Jednakże nasze bohaterki miały jedynie na wino dla siebie.
Po pewnych perturbacjach (min. odwiedzaniu schulzowskiego ogrodu) zjawiły się wszystkie w mieszkaniu u naszej głównej bohaterki tej opowieści, aby upić obrus. co też w istocie się stało.
Pijany obrus ma bowiem niesamowite właściwości upijające siedzących przy stole.
Tym razem jednak się to nie udało, gdyż alkoholu było mało.
Kolejnym razem jednak z pewnością tego dokonają!!!



Komentarze

  1. Rudolphino,nie rozumiem,w jaki sposób pijany obrus może oddziaływać na siedzących przy stole?Chyba nie próbowałyście go lizać?Nie to,żebym uważał ową czynność za zdrożną-to po prostu bez sensu-obrusy,nie wiedzieć czemu produkowane są z wrednych materiałów,uniemożliwiających zlizanie substancji ciekłej,w związku z czym jakiekolwiek próby wydarcia obrusowi tego co nasze spełzają na niczym.(nie dotyczy to bigosu,ten da się odzyskać).Wiem,co piszę,gdyż sprawdzałem organoleptycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój Drogi m1980!
    Obrus był tylko odwróceniem sytuacji. Wszakże kiedy pije się za dużo - obrus zostaje zalewany sukcesywnie wraz z ilością wypitych trunków. A bywa, że pijący zeznają iż nie wypili wcale tak dużo. Tylko obrus daje prawdziwe świadectwo swym wyglądem jak było naprawdę. Chyba nie muszę więcej wyjaśniać... jeśli jednak nadal nie rozumiesz zapraszam do mojego stołu i obrusa (właśnie go zmieniłam) ;)
    Pozdrawiam i dziękuję za lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już rozumiem,po prostu nie przyszło mi do głowy ,iż ktoś mógłby się wymawiać,skoro towarzystwo zacne,i trunek sprawiedliwie rozlany.Prędzej już chyba wolałbym się przyznać do wypicia większej dawki niż reszta towarzyszy stołu,niż do zabrudzenia obrusu zacnej gospodyni.Bo to i dziwne pytania po fakcie-"nie smakowało?",albo"proszek nie jest tani...khm".I po co to?Dobrze,nalałem sobie poza kolejnością,ale ślad na moim miejscu zostawił/a X...Pozdrawiam również i dziękuje za zaproszenie,ale niebezpieczeństwo zalania obrusa czai się jak łysy dres ciemną nocą na Bałutach...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr