Joanna weszła do środka. Panował tam frapujący półmrok. W
powietrzu wisiał dym kadzideł. Z tego półmroku wyłoniła się cicho sylwetka
kobiety.
- Paniuńcia niech wejdzie - powiedziała
kobieta i wskazała drzwi do pokoju. Joanna pokornie weszła dalej. Chód jej
jednak był niepewny. Szła na palcach po wyjątkowo miękkim dywanie.
- Paniuńcia niech siada - wydała kolejne
polecenie kobieta. Joanna znów z wielką pokorą usiadła na krześle, przy owalnym
stole, z wielkim świecznikiem usytuowanym z boku. Kobieta również usiadła.
Teraz było widać, ze usta ma dziwnie sine i piękne, czarne, migdałowe
oczy.
- To, po co paniuńcia przyszła? - zapytała
kobieta.
- Chciałam napić się kawy - wybełkotała
Joanna zgodnie z prawdą.
- Ach! Paniuńcia raz pierwszy, jak widzę.
- z ironią powiedziała, po czym wyszła na moment. Wróciła dość szybko, a może
tylko tak się Joannie wydawało, bowiem przestrzeń tak ją zaciekawiła, że
zupełnie straciła rachubę czasu.
- Proszę kawa.- podała jej
bezceremonialnie wróżka.
- Dziękuję bardzo.
- No to, co chce Paniuńcia wiedzieć?
- W zasadzie, to chciałam tylko wypić kawę
w jakimś interesującym miejscu. W pobliżu nie znalazłam żadnej kawiarni i
raptem ten szyld... uznałam, że to będzie przyjemna odmiana.
- Tak. Dobrze. Przyjmijmy Paniuńci wersję.
- z lekkim pobłażaniem powiedziała wróżka. Potem wstała, zapaliła jakieś
kadzidło i chodziła wokół pokoju, szepcząc sobie tylko wiadome formułki, czy
zaklęcia. Joanna piła kawę. Była jednak tak zadziwiona, co będzie dalej, że
niemal wrzątek wypiła w ciągu kilku minut, czując przy tym na zębach sporą
ilość fusów.
- Wypiłam. Co teraz? - wróżka podeszła
do niej, zerknęła w głąb filiżanki, sprawdzając czy w istocie są tam tylko
fusy, po czym odwróciła ją do góry dnem i zaczęła machać kadzidłem nad
Joanną. Zadziwiające było to, że chociaż wróżka stała nad nią - ona nadal nie
rozumiała, co tamta mówi. Nie mogła nawet poznać, co to za język.
W pewnym momencie coś, jakby przecięło
powietrze. Wróżka znów siedziała naprzeciwko Joanny, trzymając w dłoni
filiżankę.
Oglądała konfigurację fusów bardzo
dokładnie. Długo siedziała w milczeniu. Przysunęła sobie nawet bliżej
świecznik. Joannie zrobiło się duszno. Czuła jak całe ciało pokryły mrówki,
krew dziwnie krąży. Myślała, że zaraz zemdleje.
- Oooo ciekawa konfiguracja Joanno!
- Słucham? - z niedowierzaniem zapytała.
Przecież wróżka nie miała prawa znać jej imienia!
- Masz na imię Joanna, jesteś młodą,
energiczną, samotną kobietą. Przed tobą dużo dobrego i dużo ciekawego.
Odniesiesz wielki sukces. Ale śmierć krąży wokół ciebie. Uważaj. Widać, że
chcesz żyć w harmonii. Znajdzie się i mężczyzna. Orzeł jakowyś. Nadfrunie
niebawem. To będzie dobry człowiek. Dość zwyczajny na pierwszy rzut oka...
reszta słów wróżki, która zaczęła mówić w napięciu i w transie - zlały się już
Joannie w jedno. Była tak odurzona tymi słowami, dymem, że więcej nie była w
stanie udźwignąć. Zapadła w jakieś odrętwienie. Sam fakt, że ktoś powie jej, co
się zdarzy - brzmiał jakby zaraz ktoś jej miał zapaść wyrok w jej sprawie,
którego treść, dość skondensowana może przygnieść. Na życie to się jakoś
rozkłada - a tu? No i ten Orzeł? O co chodzi? Fakt! Rodzina już ją pomału
przypiera ją do muru, że powinna założyć nową komórkę społecznie pożyteczną,
ale...
- To na tyle Paniuńciu. Należy się tyle,
co za pięć kaw w Honoratce- Joanna pospiesznie odliczyła kwotę, podziękowała i
wyszła.
Komentarze
Prześlij komentarz