Spotkałem ją w sklepie. Była moją klientką. Kupowała papierosy i mleko. Mała piękne oczy, cudowny uśmiech i zwiewne sukienki. Tuż za nią ciągnęła się omdlewająca woń perfum, które nosiła.
Nie mogłem od niej oderwać wzroku. Byłem zadziwiony, że tak cudowna osoba może chodzić po tym skalanym psim i ludzkim moczem - trotuarze.
Gdy wchodziła - wszystko leciało mi z rąk, odpowiadałem na jej pytania, ale w zasadzie nie wiem co.
To się zaczęło jakoś pół roku temu. W wiosenny słoneczny dzień. Spieszyła się do pracy. Była uśmiechnięta i lekko rozkojarzona. Od tamtej pory stałem się kolekcjonerem jej uśmiechów. Każde pół minuty z nią spędzone doprowadzało mnie do odurzenia. Tak, jakbym wąchał najsłodszy kwiat na świecie: woń doprowadzała mnie do utraty zmysłów, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie robić tego nadal.
Ta kobieta stała się moją obsesją. Wyczekiwałem jej, snułem różne historie na jej temat. Niczym subiekt z dziewiętnastowiecznego składu czekający na przybycie arystokratki, która spojrzy na mnie z wyżyn swego rodu, pokaże wydelikaconym paluszkiem, zakończonym migdałowym paznokciem na najwyższej półce jakiś bibelocik, po czym obserwując moją wspinaczkę z ironicznym uśmiechem, trzymając w dłoni "trofeum" - machnie rączką, zatrzepocze rzęsami i pójdzie dalej.
Takie niewolnictwo. Urocze, uzależniające. Takie, jak chęć poczucia bezgranicznego światła, kierujące ćmą. Ona jest moim płomieniem, którego nie da się poskromić.
Pewnego dnia dostałem od niej na paragonie - numer telefonu. Od tamtej pory nie było dnia, bym nie słał jej pełnych uwielbienia wiadomości. Nie jestem w stanie się powstrzymać. Przecież była już w moim życiu od tak dawna, od kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy.
I nadal będzie, chociaż nie odpisuje od trzech dni.
Są takie kobiety, do których można się jedynie modlić. I są tacy mężczyźni, którzy to robią.
Hi, I'm here. Let me see.
OdpowiedzUsuńElizabeth
Poslusznie sie melduje na rozkaz, Atosie.
OdpowiedzUsuńSara
Ale: Rudolphino, napisalas dobry tekst. Najbardziej cenie jednak to ze tak doskonale potrafisz zonglowac nastrojami, od skrajnego cynizmu po stuprocentowy romantyzm, tak, jak tu. To rzadka umiejetnosc, gratuluje Ci tego tekstu.
Pozdrowienia,
Sara
Yes, I am here too when called :)
OdpowiedzUsuńBut, I must say, Sara observed very well your, Rudolphina, ability to change climate of your stories.
Greetings,
Helena
Serdecznie dziękuję moim kochanym Muszkieterom!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteście! Że moja praca ni jest jedynie wynikiem "choroby", jak myślą niektórzy ;)
I ja jestem tez. Bedziemy sie bic.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Georgeta
Ojej, Panie Muszkieterki, aleście bojowe .... :)
OdpowiedzUsuńPonadto, znakomita uwaga, Saro. Przychylam się w całości do Twej opinii, zaś Tobie, Rudolphiono, gratuluję.
Pozdrawiam,
Atos