Przejdź do głównej zawartości

Naturalne pragnienia 1.

Poranek. Lekki rozgrzeb. Kocia kupa melancholijnie zalega, owiana kołderką żwirku, przypominając tym samym zamyślonego jeża. Snuję się po domu w poszukiwaniu tabletki od bólu głowy. Głowa boli mnie już drugi dzień. Snując się tak chwilę, wysnuwam się zażywszy tabletkę - po pieczywo na śniadanie. A tam wszędzie matki z dziećmi. Matki zazwyczaj brzydkie, grube oraz ponure. Ale nie wszystkie. Dzieci natomiast piękne w sposób obiecujący. Uśmiechają się do mnie. Obserwują bacznie. Mają w sobie jakiś taki spokój i ciepło.
Kładąc bułki na stole zrozumiałam. Dopadło mnie. Kiedyś mnie ostrzegano. Nie sądziłam, ze to mnie zaatakuje.
Cała JA to teraz moja macica i mój mózg, które odbierają w sposób szybki i bezwzględny sygnały o dzieciach. Mieć dziecko, zrobić dziecko, spędzić czas z dzieckiem, czytać dziecku, gotować dziecku,
dostać coś od dziecka. Jedyne, co mnie ratuje to fakt że nie mdleję jeszcze z wrażenia nad śpioszkami i buciczkami. Ale KIEDY TO SIĘ STAŁO??? Jeszcze do niedawna po upojnej nocy z mężczyzną miałam podskórne lęki, czy aby natura nie wygra z cywilizacją. Modliłam się, upijałam, macałam piersi, wyczytywałam na żałosnych forach jak objawia się ciąża. Nie miałam złudzeń co do zasadności aborcji.
Teraz wspominając te ostatnie lęki, myślę sobie z błogością przekrawając bułkę, że byłabym w pięknym momencie mojego życia, pełna nadziei i miłości, do kogoś kto mnie również kocha (chociaż jeszcze nie potrafi tego nazwać). Kto będzie jakąś alternatywną formą mnie w nowych okolicznościach, może innej płci, innego wyznania. Takie ciekawe odbicie, które pokaże mi która część mnie jest dominująca, a która recesywna. To samo powie o swoim ojcu (?).
Popadłam w jakąś małą manię, którą jeszcze jestem w stanie obserwować w sposób obiektywny.
Mam jednak swoje obawy. Przeświadczenie o tym, że nic nie będzie już tak samo, że moja karta w sposób nieodwracalny zapisze się. Kolejna niepewność - nie mam ojca dla mojego dziecka. Mam multum cioć, wujków, ale nie ojca. Ojca, który powinien być dopełnieniem mnie a ja jego. Który wpisze się w stereotyp i rozhuśta go do formy dobrego, kochającego ojca.
Dziecko w końcu jest łaską, której pragną również mężczyźni. Dopiero niedawno zauważyłam w jak rozczulający sposób: w jednym pokoju siedział dorosły miły znajomy, który wydawał mi się raczej ekscentrykiem, skupionym na swojej pracy. Po pewnym czasie weszła tam kobieta z dzieckiem. Mężczyzna chciał nawiązać kontakt z chłopcem. Chłopiec jednak był nieco naburmuszony, bo coś mu nie pasowało i akurat epatował tym naokoło. Mężczyzna jednak nie ustawał w chęci nawiązania z chłopcem kontaktu. Nie pamiętam już czy doszli do jakiegoś porozumienia. Wzruszyła mnie jednak twarz tego mężczyzny, która wcześniej wydawała mi się jakaś taka ekscentryczna i dzika. Zmieniła się bowiem w miękką, o rozczulonych oczach, pełną mądrości i smutku wynikającego z braku własnego potomstwa.
Przy ostatnim kęsie bułki, nie wiem jak to się stało, ale ugryzłam się w język i przebudziłam z tych dywagacji. Mam jeszcze czas - podsumowałam, zostawiając w rozgrzebie kuchnię i szykując się na spotkanie w sprawie pracy.

Komentarze

  1. Witaj, Rudolphino. Bardzo trafne spostrzezenie. Ja rowniez czesto o tym mysle, bo i czas juz na to. Taka nasza kobieca rola na tym swiecie, by sie spelnic.
    Pozdrawiam,
    Sara

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr