ja
JA
J a
Mknę mężnie przez miasto chcąc mieć cojónes. Wracam z nimi na tarczy zazwyczaj.
Kochacie mnie, uwielbiacie. Ale nic z tego.
Nie możecie mnie kochać.
Bo mnie nie znacie. Nie możecie mnie znać, bo JA siebie nie znam.
Dla każdego z was jestem inny, tak inny że nie w sytuacjach, w których mnie nie widzieliście - nie poznalibyście mnie. Ja sam siebie nie znam.
Jestem pierdolonym kameleonem z litości nad sobą i nad wami. Zawsze wam przytaknę, bo tak strasznie nie chce mi się spierać, że już nie pamiętam jakie mam zdanie.
Nie wiem na kogo głosować.
Nie mam ulubionej pozycji.
Jeśli mi zaimponujecie polubię nawet seks zbiorowy.
Tak jestem pokojowo nastawiony do świata.
Tak jestem pokojowy, że teraz siedzę w pokoju i nie wiem kim jestem.
W imię dezaprobaty mogę jedynie nie odbierać telefonów, ale i tak na drugi dzień będę miał wyrzuty sumienia, które zamienią się w zaropiałe rany ciszy.
Nawet nie wiem czy jestem nikotynikiem, bo pośród niepalących mam najbardziej dziewicze płuca.
I po co?
Tak bardzo kocham ludzi, aby wyzbywać się swojego JA?
A może jestem tak samotny?
A może jeszcze się nie narodziłem? Nie ukonstytuowałem?
W każdym razie spotykacie się z widmem, którego nie ma, które czasem bywa. I może nigdy go naprawdę nie będzie.
Możliwe, że dlatego tak bardzo lubię zatracać się w niebycie, w wasze ramiona i być nadmarionetą sterowaną przez drgania atmosfer.
Wsparty o fotel, myślę sobie że dziś mogę umrzeć i nic nie stracę, bo nawet się nie narodziłem i może nigdy to nie nastąpić.
Bo BYCIE to wyzwanie. To wypłynięcie na szerokie wody i obranie kursu. Obranie siebie z nici, które mnie oplatają, jako nadmarionetę.
Tańczę wśród waszych słów, oczekiwań, powinności, ale to nie JA i to nie jest MOJE życie.
Jestem powszechnym dawcą czasu i ciała. I nie mam książeczki honorowego dawcy. A należy mi się. Chciałbym, żeby mi się należało, ale nie jestem w stanie nawet przeforsować tej myśli.
Mam dla was krócej spać? Dobrze!
Mam dla was mniej jeść? Nie ma sprawy, trochę schudnę.
Miłosierdzie.
Kultura wywodząca się z umiłowania drugiego człowieka, jako rzecze Chrystus.
Poświęcenie, pokładanie się na ołtarzu ojczyzny.
Robak w prochu, w popiele, w waszych popielniczkach. Tu właśnie pozostanę i zasnę, aby obudzić się chwilę przed śmiercią, zwierzęco wystraszyć, zesztywnieć i zniknąć.
Amen.
Amen.
Brawo, Rudolfino, gratuluję i nisko chylę czoła.
OdpowiedzUsuńTrochę masochistyczne, ale szczere "do bólu" i świetnie napisane ... :)
Sługa,
Atos