Przejdź do głównej zawartości

Z cyklu tramwajowego

Zdzisław Beksiński

Dziś znów rano jechałam tramwajem...

i tradycyjnie zadziwiłam się tą dziwną, śmierdzącą breją ludzką.

Patrzę na nich, czuję ich niedomycie, widzę ich zaniedbanie. Czy to wynika jedynie z kwestii finansowych?A może raczej z kondycji psychicznej? Zadziwiające, jak człowiek na przestrzeni swojego życia z młodzieńczych wyżyn naiwności, szybko "przykleja" się do ziemi, by potem tylko ukonstytuować swoje pogodzenie ze swoją kondycją, a następnie już tylko zapaść się pod ziemię na zawsze.
Chłodny, smutny, zamglony poranek i te kobiety powyżej 30tki zaniedbane, nieumalowane, źle uczesane, niedoprasowane... W zasadzie nie wiadomo, ile mogą mieć lat. Równie dobrze w dowodzie mogą mieć 35, jak i 50.
Twarze tych kobiet są bez wyrazu. Co najwyżej oddają negatywne nastawienie. Realia nie są zachęcające do śpiewania i tańczenia. W ogóle nie są zachęcające.
Czym niby miałaby się ekscytować kobiecina w okolicach 40/50tki, która ma średnie wykształcenie; trójkę dzieci, męża z którym jest, bo nie dałaby rady finansowo, dawno przestała go kochać, jeśli w ogóle tak naprawdę kiedyś go kochała. Jest typem kury domowej; Matki Polki.
Zrywa się do pracy, wraca i widzi męża rozbebeszonego przed telewizorem w rozdeptanym kapciu, bo drugi zsunął mu się ze stopy, przewieszonej przez oparcie fotela. Ćmi papierosa, popija dym piwem, potem gasi papierosa, dłubie w nosie, a potem jeszcze drapie po przyrodzeniu, by zaraz potem rozpocząć nową sekwencję od przełączenia na kolejny kanał.
Pożycie z nim jest mechaniczne. Sprowadza się tylko do zakazów, nakazów, poleceń i pytań.
I własnych, osobistych wątpliwości. 

Komentarze

  1. Witam serdecznie.Może bardziej na zasacie adwokata diabła napiszę,że znam też inne przypadki-mianowicie żona(narzeczona,kobieta,do wyboru)leży z e znudzoną miną po pracy,drapiąc się po cycku.Nie ma ochoty na rozmowę,jest zmęczona po pracy.I to bynajmniej nie robotnica fizyczna.Przypadek drugi-oboje leżą zmęczeni po pracy,drapiąc się po czym kto ma,i też nie widać chęci konwersacji.Z obu punktów wynika też niejako usprawiedliwienie dla postawy,którą zarzucasz w swoim felietonie-zwykłe zmęczenie i znużenie powtarzalnym trybem życia,niezależnie od płci.Jeśli kobieta w tramwaju wygląda niechlujnie,bo mąż leży z piwskiem przed tlewizorem,i ona niema się komu podobać,to dlaczego tak zaniedbani są mężczyźni w porannych tramwajach...?Żeby była jasność-mnie nie chodzi o obrone własnej płci-piszę to zupełnie bezstronnie.I pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Adwokacie Diabła!
    Sądzę, że stoimy po tej samej stronie barykady. Owszem, w ostatnich moich tekstach zajmuję się w sposób nieco nachalny kobietami, ale chodzi mi raczej o całokształt. Rzeczywiście mają miejsce sytuacje przez Ciebie wspomniane, jako inne warianty tej sytuacji, którą ja przedstawiłam.
    Jednakże również sam sobie odpowiedziałeś, bo chodzi mi o pewien klimat, właśnie pewną powtarzalność doprowadzającą ludzi do tego, że przestają myśleć o sobie i najbliższych z pewną dozą świeżości ( nie tylko tej wyczuwalnej w sposób fizyczny). Zaczynają zaś frustrować się, i "łączyć koniec z końcem za te polskie dwa tysiące", jak to kiedyś ujęła Osiecka. Warto też spojrzeć na kontekst "Okularników", z których jest ten cytat. Tam też młodzi ludzie, siedzą w bibliotece, przeżywają jakieś pierwsze uniesienia z tą naiwnością młodzieńczą i dopada ich szara proza życia. Tak to już jest. Mało komu udaje się uciec przed szarzyzną. Chciałam ją przedstawić na swój sposób, a że jestem przez pewien przypadek kobietą, to i kobiecość mnie bardziej interesuje.
    PS: Szczerze dziękuję za lekturę i komentarz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Rudolphino.Dostrzegam w Tobie siebie samego sprzed kilku lat.Zanim jeszcze nie zrozumiałem,że wiedzieć lepiej,i mieć rację-to za mało.Niczego nie zmienisz,ale cenię Twoje ideały,które ciągle w sobie masz.Ja też je miałem,z biegiem lat straciłem złudzenia,Jak głosi stare przysłowie-świata nie zmienisz.Ale WARTO SIĘ STARAC.Nie dla świata..dla siebie samego.Będziesz się miała czym pochwalić wnukom.To wszystko ,co możemy zrobić

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr