Przejdź do głównej zawartości

Co powie Hella? - czyli luźne dywagacje o życiu i jego przejawach...

Czasem się zastanawiam nad tym co powiedziałaby mi Hella, gdyby miała możliwość zwerbalizowania swoich reakcji, przeżyć i innych wycieków życia wewnętrznego każdego rozumnego kotka.
Co sobie myśli, gdy mam kolejne napady euforycznego szaleństwa, kiedy podjadam z lodówki, albo dyskutuję z przyjaciółkami o mężczyznach.
Zadaje się, że raczej jest wspierająca i ufająca w moją inteligencję. Być może ma szaleństwo wpisane w genach, jak ja.
Nawet stosunek miłości do wredoty ma podobny: jak ma ochotę przychodzi i się łasi - jak ją zirytuję nieposprzątaną kuwetą - sika mi na skórzaną kanapę na mych oczach. Również mam czasem ochotę nasikać słownie na ludzi, którzy mnie nie szanują, albo pomijają lecz nie czynię tego z powodu dobrego wychowania.
Lubi ukazywać przede mną swoją siłę - podciągając się na moim fotelu, zaczepiać mnie wtedy, gdy ma ochotę na zabawę...
Patrząc na Hellę cały czas uczę się kontaktów z ludźmi. Tego, że nie należy być nachalnym, dawać drugiemu bytowi przestrzeń, że należy sobie pokazywać emocje, mieć się o co pokłócić (wchodząc na stół w kuchni, chociaż wie że ma zakaz). No i oczywiście nauka stylu i szyku. Mała czarna zawsze jest modna, wie że kobieta powinna dbać o siebie ( ona ma na to czas, bo całymi dniami się wyleguje - Łajza Minelli ). Pokazuje jak się poruszać, żeby być zauważoną wtedy gdy chce....
Nie powiedziałaby o mnie niczego złego, może poza tym, że bardziej dbam o jej, niż swoją sylwetkę...
Tak. Hella jest moim małym miauczącym kompendium, które bardzo sobie cenię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr