Przejdź do głównej zawartości

Zagadka cz. 2

Kolejny wieczór minął tak samo, jak poprzedni - znów tam poszła.  Wczuła się w swoją rolę. Dziwiło ją to nawet, że nikt się nie zorientował, że nie jest tu zatrudniona.
Muzyka znów sączyła się leniwie z gramofonu.
Usiadła w jednej z lóż, uprzednio lawirując nieco w poszukiwaniu wolnej.
Była już trochę zmęczona. Przychodziła tu już od tygodnia. Polubiła jednak whisky
, którą piła rozglądając się po swojej loży. Tym razem trafiła jej się jakaś większą. Wkoło widniały portrety kobiet w erotycznej ekstazie: na koniu, na delfinie, na byku - takie kiczowate porno, usiłujące nawiązywać do mitologii greckiej.
Odpaliła sobie papierosa i chodziła wzdłuż tej "komnaty uciech". Bawiło ją to nawet.
W pewnym momencie usłyszała zgiełk - pijane kobiece i męskie śmiechy. Zbliżały się. Cała ta hałastra wlazła do loży, w której była. W ostatniej chwili schowała się za czerwoną, aksamitną kotarą. W ostatniej też chwili udało jej się zgasić papierosa, nie podpalając niczego.
Gromada ludzi weszła: trzy kobiety i dwóch mężczyzn.
Jeden z nich - to był ON. Serce załopotało jej. Stała w kącie, odcięta od wyjścia.
Chcąc, bowiem uciec - musiałaby przeskoczyć przez wielkie pluszowe łóżko z baldachimem.
Nie było wyjścia - musiała czekać.
Hałastra zaś zajęta sobą, podpita - przeszła do głównego punktu spotkania.
Prowodyrem w tych zabawach był oczywiście - ON.
Człowiek o wielu twarzach, znany w kręgach politycznych i kulturalnych.
Udało się jej obserwować go przez wąski przesmyk między kotarami, który w międzyczasie znalazła.
Pasował do tych obrazów na ścianie. ON - jako niedźwiedź i te kurewki, w udawanej ekstazie pieszczące swoje nieco rozklapłe, niemoralne "morelki". Jego kompan zaś w kąciku zasnął z męskością na wierzchu - zapewne od nadmiaru alkoholu.
Ona zaś drżała cała w emocjach. Zastanawiała się, jak dokonać swej zemsty na człowieku, który zrównał jej karierę artystyczną z ziemią. Który publicznie oskarżył ją o pensjonarską grafomanię.
Czemu tu go chciała zabić? Wiedziała, że tu przychodzi. Ponadto nie ma nic bardziej upokarzającego i podniecającego, jak zabicie nagiego mężczyzny w luksusowym burdelu.
Stała tak już chyba z pół godziny, kiedy kurewki ulotniły się na znak gasnącego z lekka kandelabru.
Jego kompan nadal spał. ON zaś lekko przysypiał na wielkim łożu, popijając whisky.
Była możliwość, mogła wyskoczyć i zastrzelić go.
Nie mogła się jednak przemóc. Usłyszała jego grzmiący głos wyzywający ją od "cipeczek pensjonareczek", krew się w niej zagotowała na nowo. Wyjęła rękę zza kotary, wychylając się lekko - wycelowała w strategiczny punkt. Słyszała tylko przeraźliwy jęk.
Zaczęła miotać się za kotarą, natrafiła na okno i wyskoczyła z niego na przyległą przybudówkę.
Udało jej się uciec i rozpłynąć w mroku nocy.

Idiotyczna sprawa. Wręcz beznadziejnie głupia i niedorzeczna. Tak to jednak bywa, gdy pensjonarki chwytają za broń.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr