Kobieta budzi się, podnosi z lekka głowę, aby skontrolować, czy u jej stóp leży odwieczny świadek rozterek i szaleńczych euforii - czarny kot.
Jak się okazuje - owszem leży, a nawet śpi, niezmąconym niczym snem, całkiem ufny w to, że tym razem spędzą idealny poranek.
Kobieta wstała policzkując się, aby osiągnąć szybki efekt wybudzenia. Stan w jakim się znajduje jednak wcale jej nie satysfakcjonuje. Idzie sennym krokiem zaparzyć kawę, następnie szoruje do drugiego pokoju, aby odpalić komputer. Wraca do kuchni, parzy kawę, wraca do komputera, przegląda fb. Jak zwykle nikt jej nie zaskoczył. Cisza w eterze, a raczej bełkot w którym uczestniczy. Czeka na Godota. Na objawienie. Na kogokolwiek, kto przeholowałby ją w miły stan radości. Jakieś miłe słówko. Miły gest aprobaty w jej kierunku. A tu nic.
Odpala jakiś głupi serial, beznadziejnie grany przez aktorów, którym już dawno brakło polotu.
Wypija kawę, idzie pod prysznic, namydla bezwiednie, zapomniała się wysikać, więc robi to teraz, znów się namydla. Dopiero przy ubieraniu, malowaniu i czesaniu z lekka się ożywia. To, że przykuwa chociaż spojrzenie dziadków na przystanku - napawa ją pewnością, że nie rozmyła się jeszcze w nicości. Wychodzi.
Kot przewalił się na drugi bok i westchnął tuż po trzaśnięciu drzwiami.
Komentarze
Prześlij komentarz