Słońce już zachodziło, czuć było przeszywający chłód idący od ziemi. Rosa zmoczyła mi stopy.
Patrzyłam na niebo i zastanawiałam się czemu. Czemu wierzymy w piękno, marzymy o nim, a ono się nie ucieleśnia? Jak to się dzieje, że młodość daje nam poczucie niezwykłości chwil, świata i przede wszystkim nas samych? Taki błogosławiony rodzaj egzaltacji, która nas unosi, nadaje szlachetności i dramatyzmu każdemu naszemu ruchowi.
Potem gdzieś to się zaciera, płowieje, wszystko staje się pospolite, bez żadnego wyższego celu.
Nie marzymy już o przygodzie, nie skupiamy się na odczuwaniu, ale raczej na eliminacji emocji tak, aby przeżyć. Wytrzymać z samym sobą bez zbędnych dylematów i rozterek. Istotniejszym staje się to czy i co zjemy, niż jakie są nasze dążności i jakie można wysnuć wnioski z naszych pozornych decyzji i nieśmiałych planów...
Szłam tak tym polem, nogi zaszły mi już błotem, myśli rozgrzewały mnie jak kiedyś, ale stopy nie uczuwały tej wyjątkowości sytuacji jakim jest chodzenie boso po polu. Nie tak, jak kiedyś. Teraz było im zimno. Każdy kamień uwierał.
Jak to piszę słyszę bicie swego serca...
A nie... to nie serce... to stłumiony sufitem rytmiczny stukot łóżka u sąsiadów.
Patrzyłam na niebo i zastanawiałam się czemu. Czemu wierzymy w piękno, marzymy o nim, a ono się nie ucieleśnia? Jak to się dzieje, że młodość daje nam poczucie niezwykłości chwil, świata i przede wszystkim nas samych? Taki błogosławiony rodzaj egzaltacji, która nas unosi, nadaje szlachetności i dramatyzmu każdemu naszemu ruchowi.
Potem gdzieś to się zaciera, płowieje, wszystko staje się pospolite, bez żadnego wyższego celu.
Nie marzymy już o przygodzie, nie skupiamy się na odczuwaniu, ale raczej na eliminacji emocji tak, aby przeżyć. Wytrzymać z samym sobą bez zbędnych dylematów i rozterek. Istotniejszym staje się to czy i co zjemy, niż jakie są nasze dążności i jakie można wysnuć wnioski z naszych pozornych decyzji i nieśmiałych planów...
Szłam tak tym polem, nogi zaszły mi już błotem, myśli rozgrzewały mnie jak kiedyś, ale stopy nie uczuwały tej wyjątkowości sytuacji jakim jest chodzenie boso po polu. Nie tak, jak kiedyś. Teraz było im zimno. Każdy kamień uwierał.
Jak to piszę słyszę bicie swego serca...
A nie... to nie serce... to stłumiony sufitem rytmiczny stukot łóżka u sąsiadów.
Komentarze
Prześlij komentarz