Przejdź do głównej zawartości

Z cyklu: "Opowieści dziwnej treści 5"

Zwyczajny poranek. Nic się nie dzieje, choć zdarzyło się wiele.
Szary dzień. Deszczyk sączy się z brudnej waty nieba.
Miśka nie wie co ma zrobić. Widziała się wczoraj z siostrą. Nie sądziła, że zobaczą się tak szybko i prawie bezkonfliktowo.
Zaproponowała jej układ: Miśka urodzi to dziecko, ale zrzeknie się praw rodzicielskich na jej rzecz.
Dziwny wymiar kary.
Miśka nie wie co ma zrobić. Zazwyczaj takie rzeczy się nie dzieją. W powieściach i scenariuszach zostałaby już wygnana i wydziedziczona. Pohańbiona. A tutaj??? Zaledwie gardzi się nią. Jej siostra jednak nie lubi kiedy coś ulega marnacji. Nawet taką sytuację wysysa jak cytrynę.
Zamyśliła się , potem wstała i z szelmowskim uśmiechem udała się do barku. Zrodził w niej się bunt, że teraz zostanie sprowadzona przez siostrę do roli inkubatora.
Miśka pomimo swego młodego wieku i z racji bycia młodszą siostrą nie uznawała terminu "pokora".
Nie miała zamiaru łagodzić rodzinnych sporów. Dolewała oliwy, albo po prostu nie reagowała. Wszystko w zależności jaki efekt chciała uzyskać.
Tym razem jeszcze nie wiedziała, ale po drugiej kolejce jej myśli się wyklarowały.
Zrozumiała dobrze, że po przekazaniu tego dziecka siostrze na zawsze zostanie człowiekiem podporządkowanym. Kimś, kogo można traktować z góry.
Wzięła do ręki telefon i postanowiła zadzwonić do swojej koleżanki, która przechodziła już ten zabieg.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr