Postanowiłam dziś wyjść wcześniej na próbę, ażeby pokontemplować w parku nad swoją kwestią.
Po drodze uznałam, że przyda mi się kilka artykułów, które uprzyjemnią mi moje sam na sam z Tuwimem.
W tym celu udałam się do jednego ze sklepów spożywczych, które w zadziwiającej ostatnio ilości występują na Piotrkowskiej (notabene idiotyczna sytuacja i dziwię się wszystkim przyczyniającym się w sensie czynnym do ich powstawania ).
Gdy już weszłam do jednego z tych przybytków, który był żabiozielony - zauważyłam całkiem miły widok... - przystojny młodzian z kociątkiem... piękna scena! Dla mnie, jako kociary to bardziej podniecające, niż mężczyzna z dzieckiem na ręku.
W tle duża kolejka. Jakiś pan przeciętnie wyglądający, w średnim wieku; wianuszek dziewczątek, które zapewne spotkały się przed rokiem szkolnym na ploteczki i lans po naszym deptaku i ... jakaś dziwaczna postać kobieca z kolczykiem, jak u byka tak jakoś w nosie, dziwny kolor bezkształtnej fryzury i ogólnie jakaś flejowato-dziwna otoczka.
W tym samym momencie, w którym mój mózg zaczął kontestować wizerunek kobiety-byka - młodzian obrócił szyję i moim oczom ukazała się wielka malinka na jego chłopięco-dziewiczej szyi.
W jednej chwili pojęłam, że tego barbarzyństwa mogła dokonać tylko kobieta-byk.
Jak się okazało - moje przypuszczenia miały swe podstawy (przede wszystkim w jej uzębieniu ).
Zadziwiające, jak ludzie łączą się w pary. Chyba nigdy tej dziwnej logiki nie zrozumiem.
A nawet gdybym już poznała te prawidłowości i tak bym w ostatecznym rozrachunku ich nie zrozumiała...
Komentarze
Prześlij komentarz