Była sobie mała blondyneczka. Była słodka, jak babeczka. Chudziutka i kruchutka. Chodząca dziewczęca niewinność. Jej złote pukle włosów powiewały poetycko na wietrze. Była piękna.
Wsiadła do tramwaju. Usiadła na siedzeniu i słuchała muzyki.
Wsiadła grupa podpitych staruchów, wydzielających chmury trawionego alkoholu.
Jeden z nich zaczął lizać jej odkryty kark swym obleśnym ozorem.
Odwróciła się w jego stronę z obrzydzeniem i chęcią zabicia. Zauważyła obleśną, ogorzałą facjatę i uśmiech dość szczerbaty. Wysiadła i skurczyła się.
Chciała zagłuszyć poczucie poniżenia i uprzedmiotowienia. Poszła kupić ulubionego pączka z bitą śmietaną. Nie pomogło.
Wróciła do domu, szorowała kark. Chciała zmyć to obleśne zdarzenie. Pogłębiała to obrzydzenie.
Zaczęła jeść codziennie pączki, żeby przestać być widoczna dla mężczyzn. Dla kogokolwiek, kto miałby mieć z jej powłoką skojarzenia seksualne.
Zamieniła się w pulchniutką blondyneczkę.
Ogoliła więc włosy, zrobiła kilka tatuaży, zaczęła nosić nóż.
Mała blondyneczka umarła już.
Wsiadła do tramwaju. Usiadła na siedzeniu i słuchała muzyki.
Wsiadła grupa podpitych staruchów, wydzielających chmury trawionego alkoholu.
Jeden z nich zaczął lizać jej odkryty kark swym obleśnym ozorem.
Odwróciła się w jego stronę z obrzydzeniem i chęcią zabicia. Zauważyła obleśną, ogorzałą facjatę i uśmiech dość szczerbaty. Wysiadła i skurczyła się.
Chciała zagłuszyć poczucie poniżenia i uprzedmiotowienia. Poszła kupić ulubionego pączka z bitą śmietaną. Nie pomogło.
Wróciła do domu, szorowała kark. Chciała zmyć to obleśne zdarzenie. Pogłębiała to obrzydzenie.
Zaczęła jeść codziennie pączki, żeby przestać być widoczna dla mężczyzn. Dla kogokolwiek, kto miałby mieć z jej powłoką skojarzenia seksualne.
Zamieniła się w pulchniutką blondyneczkę.
Ogoliła więc włosy, zrobiła kilka tatuaży, zaczęła nosić nóż.
Mała blondyneczka umarła już.
Komentarze
Prześlij komentarz