Poznałam go jesienią,
ciemną nocą w kipiącej życiem kawalerce przyjaciół.
Rozpłynęłam w jego spojrzeniu i wyobrażeniu. Sama się nim omotałam przy jego minimalnym udziale. Zakochałam w sposób paranoidalny, upatrując w nim jedynego pretendenta do całego mojego jestestwa. Roztkliwiałam nad nim, jak nad niemowlęciem i z drżącym sercem oczekiwałam, gdy tylko się oddalał na jakikolwiek dystans.Sam z siebie wniósł w moje życie litry wódki, kolejną depresję, wagony pociągów i papierosów, oraz całą lawinę moich paroksyzmów rozpaczy - nazywanych życiowymi decyzjami.
Gdy miałam go zobaczyć ( a działo się to sporadycznie, choć często zważywszy na dzielącą nas odległość) - serce chciało mi wyskoczyć, nogi uginały, a bezsenne noce obfitowały w płaczliwo-jękliwe wiersze o tęsknocie lub poczuciu mojej wewnętrznej beznadziei.
Krytyczne spojrzenie pojawiło się jednak w mej chorej, obolałej od auto-cierpienio onanizmu głowie.
Zawsze upatrywałam w nim ofiary własnego losu, który z tego powodu w moich oczach stawał się wrażliwym, niejako bratnią duszą, kimś godnym mej uwagi i zabiegów.
Jakże wielka obojętność, opasana licznymi wstęgami furii opanowała mnie, gdy zostałam nakarmiona słowami wątpliwie chcącymi wzbudzić moje zainteresowanie i chęć raczej żenującej rozmowy.. Zatrzymałam się i wycofałam. Zrozumiałam, że dałam się nabrać sama - sobie, w sposób irracjonalny. Chcąc uciec w romantyczną, ckliwą historię miłosną od szarego świata - przypadkiem wpadłabym w oko całkiem paranoicznego cyklonu. Mojego wewnętrznego cyklonu, niewiele mającego wspólnego z rzeczywistością. Ledwie mi się udało zbiec.
Wszystko dzięki jednemu zdaniu wypowiedzianemu z jego ust, po którym zawrzała mi krew. Zdanie to miało na celu zdeptanie mnie i upokorzenie, aby w sposób ostateczny pozbyć się nachalnej baby.
Zdjęło to ze mnie przeklęte różowe bielmo naiwności i romantycznie ujętego "otwartego serca".
Zacisnęłam pięści i szczęki , szykowałam poduszkę, aby przeciwnika doprowadzić do najgłębszej fazy snu, tym samym chcąc zatoczyć pewien błędny krąg.
Patrząc jednak z dystansu na te idiotyczne niuanse, dopadła mnie myśl że jestem jak kulka klucząca w labiryncie na zakrętce od baniek mydlanych, którymi z uporem maniaka bawiłam się z wywieszonym ozorem w dzieciństwie, nie wyczuwając że to makieta mojego przyszłego życia.
Napisy końcowe:
NN
kotka Hella wymiaukująca amanta zza okna.
Komentarze
Prześlij komentarz