Przejdź do głównej zawartości

Vanity fair wątpliwej proweniencji.

Wieczór, klub.

Pląsające tygrysice i samce w umaszczeniu a'la "paski na laski". Napuszone mięśniaki.

W toalecie jakiś facet żonaty, w sposób nachalny nakłania młodą dziewczynę o ufarbowanych na czarno włosach, aby spędziła z nim noc. Ona się opiera, brodzi boso w kałuży wody na kafelkach - istna nimfa naszych czasów. Dziewczyny, naśladujące jednocześnie seksbomby i gwiazdy porno. Żenujące połączenie.
Panowie przy barze, naśladujący raperów z amerykańskich teledysków, proponujący drinka-  jakby na tym opierała się cała egzystencja i od tego zależała moja samoocena. Panowie "zagajający" tańcem - tragikomiczne pląsy godowe. T
ańczą, ja robię parodię ich parodii - nie mają zupełnie pojęcia o tym. Totalne zakompleksienie. Totalny brak dystansu. I jedna krewka kobieta, spokojnie starsza ode mnie o 15 lat, z pięknymi, długimi włosami, oczami jak szparki - wreszcie zauważa moją szyderę. Wykrzykuje mi do ucha, że nie dorastam im wszystkim do pięt, że jestem nikim (jakże to wszystko jest względne!!!).
Przekazuję jej pozytywne sygnały: pokazuję kciuk w górze - że ma rację (tak właśnie powinno to wszystko wyglądać - ona jest cudowna i te
n mikroświat jest przepiękny), potem przesyłam jej buziaczki . Matrona wśród nimf - nie wytrzymuje. "Chcesz się nie wiem kurwa bić???" Lekki szok, połączony z drgawkami spazmatycznego wewnętrznego śmiechu opanował mnie. Zagadała do swojego chłopaka, że tu jakaś laska ma problemy. On chyba ocenił, że jego połowica musiałby zostać położona na obie łopatki, gdybym jednak miała, niczym Walkiria, wystąpić na ringu - walcząc sama  z przeogromnym duchem neokołtuństwa polskiego.
Wszystko się jednak rozmyło. Obudzi
łam się z tego dziwacznego snu, by znów pędzić los zwykłej, nieco rozumniejszej śmiertelniczki.




Napisy końcowe:

JA
ONA - W
nimfy i troglodyci

WSZELKIE PODOBIEŃSTWA Z RZECZYWISTOŚCIĄ SĄ OCZYWISTYM PRZYPADKIEM




Komentarze

  1. Rudolphino... tekst jest przecudny :) Jednak ja odczuwam nieodpartą potrzebę dopytania o więcej szczegółów tego wieczoru!!! Tak więc czekam na jakieś wieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach i no i kolejny raz niestety musicie zauważyć Drodzy Czytelnicy, że nie jestem (jeszcze) kobietą piszącą w sposób kreacyjny lecz jedynie przetwarzający... ale niebawem się to zmieni, tylko poznam wszystkie litery ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie napisane. Tak to już jest... świat kołtunem stoi. Trzymam kciuki za kolejne teksty!!!
    P.P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr