Kiedy wysiadałam wieczorem z tramwaju, minęła mnie kobieta
zalewająca się łzami. Była piękna i czysta.
Ludzie rzadko płaczą. A ona płynęła w
strumieniu.
Pozazdrościłam jej. Dawno nie płakałam,
chociaż może już powinnam zacząć.
Nawet mój prywatny sprzedawca cebuli z
Bałuckiego mówi, że płacz oczyszcza.
Ja jednak wlewam w siebie łzy
skondensowane w procentach. Śmiech przez łzy również.
Nawet teraz to robię.
Płacz oczyszcza. Nie ma nic bardziej
wysublimowanego, niż cały rytuał złożony z muzyki, tańca i używek.
Najwięcej tego płaczu jest w muzyce
"organicznej" - ludowej i w ludowych napitakch, bosych stopach.
Płaczmy tym, co umiemy.
Bądźmy szczęśliwi z tego, że potrafimy po
swojemu oddać smutek i rozpacz.
Zapomnijmy o terapiach. Zajmijmy się sobą.
Zatroszczmy.
Jutro możemy już nic nie czuć a to dopiero
będzie smutne.
Komentarze
Prześlij komentarz