Przejdź do głównej zawartości

O tym, jak kobiety piją przy barze...

- Tak bardzo go kocham... jest taki mądry, piękny, dojrzały... ach i zawsze daje mi kwiaty. A potem ja się zachwycam tymi kwiatami, a on całuje moją dłoń, zamawia butelkę najlepszego wina i  tak siedzimy, i rozmawiamy... - powiedziała Anna swojej przyjaciółce, która właśnie przeżywała kryzys swojego związku i nie miała ochoty tego słuchać. No ale cóż. Przyjaźń ma swoje, czasem brutalne prawa.
- Tak? No to świetnie. A czym on się zajmuje? - zapytała Genowefa, owa przyjaciółka, przeżywająca kryzys. Swoją drogą, jak ktoś ma tak na imię, to ciągle musi przeżywać kryzysy.
- Jest wykładowcą na naszej uczelni. To znaczy mnie nie uczy. I mimo tego, że jest starszy ode mnie dwadzieścia lat, jeszcze się nie ożenił wyobraź sobie! Ta chemia organiczna tak go pochłonęła.
- Chemia organiczna powiadasz? Taak to może człowieka pochłonąć...
- No i on zawsze do mnie mówi per "Proszę Pani", w ogóle traktuje mnie jak damę. Tylko wiesz co mnie martwi? Spotykamy się już od pół roku, co tydzień, a on mnie jeszcze nie pocałował... nie wiem co o tym myśleć....
- Ha... no jak traktuje cię, jak damę, to czego chcesz?
- No właśnie nie wiem...
- A jak on ma na imię?
- Michał. Ładne imię prawda? A co u Ciebie?
No i się zaczęło. Genowefa poczuła, że grunt usuwa jej się pod nogami. Nie miała ochoty mówić o tym pacanie bez klasy, którego nigdy nie stać było na kwiaty, wino, a o szarmie to już zupełnie lepiej nie wspominać. W zasadzie nie wiadomo po co z nim jest, czy też była...
- A po staremu. Mam tylko mały problem.
- Oj! Gieni co się dzieje?
- A wiesz... u mnie na działce zaczyna śmierdzieć.
- Oj! Śmierdzieć? Dlaczego? - z przejęciem zapytała Anna.
- No wiesz... zwłoki jak się rozkładają, to śmierdzą.
- No wiesz Gieni! Bałabyś się takie sarkastyczne żarciki opowiadać. Jeszcze ktoś pomyśli, że to prawda.
- A skąd wiesz, że nie jest to prawdą?
- Bo troszkę cię znam i wiem, że szkoda byłoby ci czasu na zbrodnie idealne.
- No widzisz...to jak mnie tak kurwa dobrze znasz, to powinnaś wiedzieć, że opowiadanie od pół roku opowieści o wyimaginowanym facecie jest totalnym idiotyzmem.
Zapanowała cisza. Annie łzy kręciły się już w oczach, ale walczyła jeszcze. Jednak na wiele ta walka się nie zdała. Rozbeczała się jak małe dziecko.
- Dobra już nie rycz. Poproszę pół litra dobrze zmrożonej wódki - Zaordynowała Geni, najpierw do Anny, następnie do barmana.
Wieczór skończył się jak zwykle. Obie rozeszły się do domów z lekka wstawione i obie z wielkimi marzeniami. Anna z marzeniem o wielkiej miłości, Geni o zbrodni idealnej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr