Noc.
Jakiś dziwny pensjonat, w którym była sala do tańca z wytartym parkietem. I jeszcze jakaś dziewczyna, z którą razem tańczyłyśmy. Potem obserwowałam jak ludzie rozmawiali między sobą i negocjowali ceny noclegu w tym pensjonacie. Pokoiki były malutkie, ciasne od nadmiaru rozkładanych kanap, których przez ten ścisk nie dało się nawet rozłożyć. Okna były, jak w komórkach: tuż nad sufitem. Pomimo tego było w nich niesamowicie dużo światła i feeria papuzich kolorów.Odstręczały ich tylko pajęczyny. Jeden z mężczyzn nawet rwał je, jak sieci rybie. Ludzie chcieli tam nocować, bo wyczuwalne było jakieś zagrożenie. Wisiało ono w powietrzu, ale nie było wiadomo czy ono w istocie wystąpi. Potem okazało się, że ten pensjonat w jakiś dziwny sposób połączony jest z wielkim hipermarketem i kwiaciarnią. Dziwne było to, że zamiast kwiatów wszędzie były świerki w każdym rozmiarze. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że to kwiaciarnia Skrzydlewskiej. Nie weszłam tam jednak, świadoma że już jest po świętach. Wybrałam hipermarket. Wzięłam grzecznie koszyczek z przaśnego plastiku i postanowiłam zwiedzić to miejsce, i zapoznać z asortymentem. Już pierwsza półka utworzona z samych kartonów wzbudziła we mnie zadziwienie: wzięłam do rąk torebkę świeżych jagód z Krajów Trzeciego Świata, które były zapakowane jak suszone śliwki, pomimo tego były świeże i niepogniecione. Chociaż bardzo dawno nie jadłam jagód uznałam, że poczekam do lata. Wybrałam kawę, jakąś niesamowicie niezwykłą, o dziwo wyprodukowaną przez firmę Kamis.
Potem się obudziłam. Było słonecznie, jak w pensjonacie. Odczuwałam podobne napięcie, może rodzaj niezdrowego podniecenia. Uznałam, że ten sen jest zupełnie absurdalny. Ale to była chwila. Potem wszystko się wyjaśniło i poukładało. Wszystkie te elementy, to pewne tropy. Które mój mózg przetransponował na sobie tylko właściwy sposób. Doszło do mnie kim jestem i czego chcę. Tylko termin: Kraje Trzeciego Świata przemknął w dziwny sposób...
Jakiś dziwny pensjonat, w którym była sala do tańca z wytartym parkietem. I jeszcze jakaś dziewczyna, z którą razem tańczyłyśmy. Potem obserwowałam jak ludzie rozmawiali między sobą i negocjowali ceny noclegu w tym pensjonacie. Pokoiki były malutkie, ciasne od nadmiaru rozkładanych kanap, których przez ten ścisk nie dało się nawet rozłożyć. Okna były, jak w komórkach: tuż nad sufitem. Pomimo tego było w nich niesamowicie dużo światła i feeria papuzich kolorów.Odstręczały ich tylko pajęczyny. Jeden z mężczyzn nawet rwał je, jak sieci rybie. Ludzie chcieli tam nocować, bo wyczuwalne było jakieś zagrożenie. Wisiało ono w powietrzu, ale nie było wiadomo czy ono w istocie wystąpi. Potem okazało się, że ten pensjonat w jakiś dziwny sposób połączony jest z wielkim hipermarketem i kwiaciarnią. Dziwne było to, że zamiast kwiatów wszędzie były świerki w każdym rozmiarze. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że to kwiaciarnia Skrzydlewskiej. Nie weszłam tam jednak, świadoma że już jest po świętach. Wybrałam hipermarket. Wzięłam grzecznie koszyczek z przaśnego plastiku i postanowiłam zwiedzić to miejsce, i zapoznać z asortymentem. Już pierwsza półka utworzona z samych kartonów wzbudziła we mnie zadziwienie: wzięłam do rąk torebkę świeżych jagód z Krajów Trzeciego Świata, które były zapakowane jak suszone śliwki, pomimo tego były świeże i niepogniecione. Chociaż bardzo dawno nie jadłam jagód uznałam, że poczekam do lata. Wybrałam kawę, jakąś niesamowicie niezwykłą, o dziwo wyprodukowaną przez firmę Kamis.
Potem się obudziłam. Było słonecznie, jak w pensjonacie. Odczuwałam podobne napięcie, może rodzaj niezdrowego podniecenia. Uznałam, że ten sen jest zupełnie absurdalny. Ale to była chwila. Potem wszystko się wyjaśniło i poukładało. Wszystkie te elementy, to pewne tropy. Które mój mózg przetransponował na sobie tylko właściwy sposób. Doszło do mnie kim jestem i czego chcę. Tylko termin: Kraje Trzeciego Świata przemknął w dziwny sposób...
Komentarze
Prześlij komentarz