Bar gdzieś w Łodzi, śnieg napadał po kostki. Miasto zdaje się być wymarłym.
Nie przeszkodziło to jednak Annie i Gieni spotkać się znów na wódeczce.
Dziś obie siedzą nieco skwaszone. W zasadzie ani Anna, ani Gieni - nie
miały się ochoty widzieć, ale jak to bywa przy takich spotkaniach - tak wyszło.
- Cóż tam Gieni u ciebie? - zapytała tendencyjnie Anna.
- To samo, co u ciebie. - wymruczała Gieni nieco sennie, ale dobitnie.
- Jejku! To ty wiesz? - z lekkim przerażeniem powiedziała Anna, w myślach
modląc się, żeby to był tylko przypadek.
- No jak mam nie wiedzieć, przecież znamy się nie od dziś.
-Nie gadaj! Naprawdę masz to samo? - Anna zaczęła bać się nie na żarty. Czytała,
bowiem ostatnio o pokrewności dusz i telepatii, co jeszcze bardziej podsyciło
jej lęk przed faktem, że Gieni już wie o pewnych wstydliwych kwestiach.
- Wiesz, co? Następnym razem zacznę pić do lustra, bo mam wrażenie, że
gadam do siebie.
- Gieni. Przepraszam cię, ale nie sądziłam, że mogłaś popełnić to samo
głupstwo, co ja.
- Nie. O to się nie musisz martwić, to nam na pewno nie grozi, to znaczy
mnie nie grozi.
Anna odetchnęła z ulgą.
- Uff... to dobrze, Gieni, bo już się zmartwiłam. Wiesz. JA to sobie
poradzę, ja zawsze wychodzę z takich sytuacji bez szwu, no ale ty z pewnością
byś jemu zafundowała ich kilka...
- O czym ty mówisz? - Gieni ożywiła się i wypiła duszkiem zgrzewającą się
już pięćdziesiątkę.
- No o tym profesorze, co o mały włos został moim mężem...
- O matko! Znów on? Czy ty nie możesz sobie dać spokoju z tymi facetami?
Nie możesz sobie pobyć sama? Nie możesz czerpać radości z papieroska po
dziesiątej w nocy, ze śledzika i czosneczku na kolacyjkę i bezkarnych wzdęć pod
kołderką?
- Oj Gieni, Gieni... Ja jestem kobietą! Ja potrzebuję trochę miłości,
czułości, no przecież wiesz jak lubię piękne buty, kwiaty, perfumy... Jakbym
sobie sama miała to kupować, to już to nie byłoby takie piękne. To byłoby
straszne! Nawet na liść sałaty i wodę mineralną z cytryną nie byłoby już mnie
stać.
- No tak... Jakżebym mogła zapomnieć. Wybacz. Kontynuuj swoją opowieść.
- Tak. Po obiedzie rodzinnym nie odzywał się do mnie chyba z dwa tygodnie. Nawet
zapomniałam, że istnieje, a tu nagle dzwonek do drzwi! Panowie z meblami do
mnie do sypialni! Na śmierć o nich zapomniałam. Pół dnia montowali. Ale wiesz?
Teraz ta sypialnia ma swój sznyt. Jest taka kompletna. Piękne łóżko, wygodny
materac, no i wielka szafa z lustrem. I ma takie fajne półeczki,
szufladeczki... Tylko wiesz? Toaletka mi się nie zmieściła. Ja nie wiem, jak ja
wymierzałam tę sypialnię. Musiało mi się coś pomylić, tak byłam przejęta przy
wybieraniu...
- Anka! Co ty gadasz? Przecież masz debet na obu kartach kredytowych!
- No właśnie. Ale wiesz... No jak wtedy poszliśmy do niego, to chciałam
sobie z nim porozmawiać, wypić wino, posłuchać muzyki, potańczyć nago noga przy
nodze o wschodzie słońca, a ten od razu przeszedł do rzeczy i zasnął. Chrapał
tak strasznie, że nie mogłam sobie miejsca znaleźć. No to chodziłam po tej jego
szyfonierze no i tak jakoś... Naszło mnie, ze może sobie zapalę, ale on nie
pali. No i poszłam do bankomatu. A pin do jego karty już znałam, bo kiedyś przy
mnie z nonszalancją płacił za kolację. I tak sobie pomyślałam: ciekawie ile ma
na tym koncie? No i tak chodząc po nocy z kilku bankomatów wypłaciłam sobie
dziesięć tysięcy... Dziwna sprawa. Miałam wypłacać dalej, ale się trochę
wystraszyłam. Ta jego szyfoniera jest niedaleko domu, więc zaniosłam pieniądze
do bieliźniarki i wróciłam do mojego ukochanego. No, ale on cały czas spał. No
to napuściłam sobie wody do wanny, po takich emocjach trzeba się odprężyć... -
Gieni przez cały czas trwania opowieści piła, pewna tego, ze Anna znów coś
zmyśliła.
- No super... Wszystko pięknie, ładnie, ale już cię chyba policja
ściga.
- Nie no, co ty? Ja jestem profesjonalistką! Trochę wypiliśmy, więc byłam
pewna, że na drugi dzień nie wszystko będzie pamiętał. Ale jak tak siedziałam w
tej wannie, to pomyślałam, że on taki opanowany człowiek nigdy by tak kasy nie
wypłacał... No wiesz, że zwęszyłby podstęp. Wyszłam z wanny, w poszukiwaniu
mąki, no, ale on w tej szyfonierze bywa tylko w jednym celu i jakoś
niespecjalnie chodzi o gotowanie. Nie wiedziałam, co zrobić! Ale wtedy wpadłam
na genialny pomysł! Wyjęłam wszystkie swoje tabletki, wiesz te przeciwbólowe i
pokruszyłam na idealny biały proszek... No, ale wydawało mi się, ze za mało to
poświęciłam jeszcze moje antykoncepcyjne. W sumie dla dziesięciu tysięcy... Czemu
nie? No i pokruszyłam to wszystko, uformowałam w dwie ścieżki, resztę
rozmazałam na stoliku, zrobiłam tytkę z jednej dwusetki, żeby było jak na
filmach.
No a potem to jasna sprawa... Wstał, zobaczył zadziwił się, na drugi dzień
rwał sobie włosy z głowy, że tyle pieniędzy wydał nie wie, na co...
- No nie gadaj, że łyknął to?
- No a jak! Jejku jak ja strasznie kłamię! Jak mnie zapytał, czy ja pamiętam,
co robił w środku nocy i na co wydał kasę powiedziałam, że byliśmy w kasynie.
Tylko miejsca wypłat się nie zgadzały... ale tak był wstrząśnięty, że nawet nie
skojarzył. Niezła opowieść, co? - Gieni spojrzała na nią i nie wiedziała, co
myśleć. Anka chyba jednak nie kłamała. Ale skąd jej się biorą takie
pomysły?
- A jak jest po wciągnięciu przeciwbólowych?
- Oj Gieni, Gieni ty sobie ze mnie kpij! Ja ci powiem jedno: szczęściu
trzeba pomagać! Ot, co!
Taaak; toż to poradnik dla niewinnych panienek (z dobrych domów ....)
OdpowiedzUsuńDostrzegam potencjalną dużą szkodlwośc społeczną tekstu i wnoszę o powiadomienie MO .... ;)
Cenzura i decyzja ostateczna powinna leżeć w gestii Dzielnicowego
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Dzielnicowych, to mamy sztamę i zaległą kawę.
OdpowiedzUsuńRudolfino zacna i cnotliwa,to się nazywa przestępczość zorganizowana,połączona z przekupstwem wysokiego przedstawiciela organów ścigania ... ;)
OdpowiedzUsuńCzyli - zbrodnia i korupcja :)
OdpowiedzUsuńNazywając to inaczej:
OdpowiedzUsuńZbrodnia i...kawa.
która jednak, nadal pozostaje w sferze fikcji... szczęśliwie.
OdpowiedzUsuń