Idzie sobie dziewczyna. Wszyscy mówią, że jest ładna i inteligentna, że ma charyzmę, jest duszą towarzystwa. A nawet, że jest dojrzała jak na swój wiek. Ogólnie pieją z zachwytu. Podziwiają, o mało brawa nie biją, gdy wchodzi i nie padają na kolana, kiedy wychodzi.
A kimże ona tak w zasadzie jest?
No i tu są schody.
Myśląc nad tym przysiadła na ławce w parku i zapaliła papierosa.
Oczywiście z tyłu głowy usłyszała, że to wybór powolnej i bolesnej śmierci.
- Hm... w zasadzie, to mogłabym dziś przyjąć śmierć. Wszystko mi jedno - pomyślała w głębi ducha.
Ma wszystko, czego jej potrzeba. Desperuje bez sensu. Ale jest w takim głupim momencie w życiu, kiedy trzeba podjąć decyzje, zawrzeć pewne umowy przede wszystkim z samą sobą.
- Bla, bla, bla.... A może tak rzucić to wszystko, czemu się tak poświęcałam w cholerę? - Krew się w niej zagotowała, a nozdrza rozszerzyły, jak gończemu psu.
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że zawsze musiała coś rzucić. W niczym nie przejawiała geniuszu. Wizja rzucenia więc kolejnej pasji, która dusi ją i tłamsi, zamiast być zbawiennym remedium wypełniała ją bezbrzeżnym rozmarzeniem.
- Ja jestem za słaba, za głupia, nie mam koneksji. W zasadzie nie ma we mnie tego, co jest w innych. Tych, co się nadają. A mnie się nie chce tego mieć. Mnie jest dobrze tak, jak jest. A może to kwestia tego, że nie potrafię się już tak zapalić? Że straciłam swoje ideały, które przez los zostały wdeptane w ziemię?
Tak. Nasza postać, jest w istocie postacią tragiczną. Uwikłaną we własne zwątpienia, psychiczną i fizyczną słabość, i ogólne otępienie.
Może kiedyś się odrodzi jak Feniks z popiołów?
A może obudzi, jak Królewna Śnieżka?
A może jak stary niedźwiedź, co mocno śpi?
Morał: Życie ma coś z baki, tylko pozwólmy jej się napisać.
A kimże ona tak w zasadzie jest?
No i tu są schody.
Myśląc nad tym przysiadła na ławce w parku i zapaliła papierosa.
Oczywiście z tyłu głowy usłyszała, że to wybór powolnej i bolesnej śmierci.
- Hm... w zasadzie, to mogłabym dziś przyjąć śmierć. Wszystko mi jedno - pomyślała w głębi ducha.
Ma wszystko, czego jej potrzeba. Desperuje bez sensu. Ale jest w takim głupim momencie w życiu, kiedy trzeba podjąć decyzje, zawrzeć pewne umowy przede wszystkim z samą sobą.
- Bla, bla, bla.... A może tak rzucić to wszystko, czemu się tak poświęcałam w cholerę? - Krew się w niej zagotowała, a nozdrza rozszerzyły, jak gończemu psu.
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że zawsze musiała coś rzucić. W niczym nie przejawiała geniuszu. Wizja rzucenia więc kolejnej pasji, która dusi ją i tłamsi, zamiast być zbawiennym remedium wypełniała ją bezbrzeżnym rozmarzeniem.
- Ja jestem za słaba, za głupia, nie mam koneksji. W zasadzie nie ma we mnie tego, co jest w innych. Tych, co się nadają. A mnie się nie chce tego mieć. Mnie jest dobrze tak, jak jest. A może to kwestia tego, że nie potrafię się już tak zapalić? Że straciłam swoje ideały, które przez los zostały wdeptane w ziemię?
Tak. Nasza postać, jest w istocie postacią tragiczną. Uwikłaną we własne zwątpienia, psychiczną i fizyczną słabość, i ogólne otępienie.
Może kiedyś się odrodzi jak Feniks z popiołów?
A może obudzi, jak Królewna Śnieżka?
A może jak stary niedźwiedź, co mocno śpi?
Morał: Życie ma coś z baki, tylko pozwólmy jej się napisać.
Komentarze
Prześlij komentarz