Znów bar gdzieś w Mieście Łodzi. Śnieg wali jak szalony. Muzyka
sączy się delikatnie z głośników. Anna siedzi przy barze i czeka na Gieni,
która miała jej coś ogłosić. Barman uśmiecha się do niej z lekka zalotnie. Ma
jednak obrączkę na palcu (po ostatnim incydencie Anna zaczęła zwracać uwagę na
takie niuanse), zamawia u niego lampkę dobrego, chilijskiego wina, odpala
papierosa. Wydycha dym do góry, bo czytała w jednym podręczniku mowy
ciała, że trzeba uważać na gest palenia, bo on najwięcej obnaża. A jak się
wydycha do góry dym, to oznacza, ze jest się pewnym siebie. Anna była
oczywiście pewna siebie, ale nie chciała, aby ktoś znający mowę ciała miał, co
do tego wątpliwości.
Wreszcie wbiegła Gieni. Zasapana i
zasypana śniegiem. Przywitała się z Anną pospiesznie, otrzepując ze śniegu i
zdejmując płaszcz. Sięgnęła po kieliszek Anny i wypiła duszkiem pozostałość.
- Poproszę dwa Sex on the Beach, ale takie konkretne - zaordynowała Gieni z dziwnym
uśmiechem wymawiając nazwę drinka.
-Oooo! Coś się stało! - Badawczym wzrokiem
taksowała Anna - Gieni.
- Nie da się ukryć.
- Ale po drinkach wnoszę, że wreszcie coś
postanowiłaś zmienić w tym swoim marazmie.
-Nie da się ukryć, rzeczywiście. - Gieni
nadal uśmiechała się enigmatycznie, ale nie spieszyło jej się z rozwijaniem
kart swej historii przed Anną. Wreszcie barman podał zamówione napoje. Gieni
zamoczyła usta w swoim. Okazał się idealnie mocny, Anna patrzyła wyczekująco.
- Rany Julek! Czy ty Gieni możesz czasem
dać się bardziej ponieść emocjom, a nie je tak tłumisz, że teraz pół wieczora
będę czekać na jedno zdanie, które powie wszystko?
- No właśnie poniosły mnie dziś emocje.
- Jasne. Czekaj, bo uwierzę.
- Kocur Belmondo padł. Poproszę dwie
pięćdziesiątki.
-Co? Belmondo? Jak to?
- No zwyczajnie. Prąd go kopnął
najprawdopodobniej. Miałam mu sporządzić klasyczny, koci pochówek z trumną, z
pudełka po oficerkach, ale nie mogłam znaleźć. I coś mnie tknęło. Ostatnio
leczyłam kanałowo zęba takiemu facetowi, co prowadzi cmentarz dla zwierząt.
Swoją drogą głupszej rzeczy nie mogłam, wymyśleć. No i podczas stypy Belmonda
przespałam się z tym typem. Jestem na siebie tak skrajnie wkurwiona, że nawet
sobie tego nie wyobrażasz! Sytuacja totalnie, skrajnie idiotyczna.
- Oj Gieni, Gieni! Wyluzuj! Miałaś swoją
chwilę słabości. Nie codziennie traci się ukochanego mężczyznę. - Ostatnie
słowa Anna powiedziała z udawaną powagą. Zawsze bawiło ją to, że Gieni uważa za
prawdziwszego samca swojego kota, niż prawdziwego Belmondo.
- Tak. Ale chwila słabości nie zwalnia
mnie z myślenia do cholery!
- No tak... Rozumiem. Zbliżenie z było,
nie było grabarzem może nieść za sobą frustrację... Ale przecież nie dotykał
cię szpadlem ani nie rzucił cie na katafalk... Mam nadzieję.
- Kurwa mać! Anka! Skończ!
Zapadła cisza. Gieni opróżniła wszystkie
możliwe szkła, które ją otaczały.
- Gieni! Nie desperuj! No było, minęło. Za
miesiąc będziesz się z tego śmiała!
- Nie sądzę. Nachodzi mnie już od kilku
dni i nie ma zamiaru przestać. Chyba tym razem adoptuję przynajmniej
dobermana, bo się typ tak łatwo nie odczepi.
- Aaaa! To takie buty! Ech... To ciężka
sprawa! A jakby tak upozorować, że jesteś z kimś innym? Skoro cię nachodzi, jak
mówiłaś, mogłabyś pożyczyć od sąsiada kilka artefaktów, porozrzucać je po
domu...
- No! To jest myśl! W życiu nie
przypuszczałam, że twoja umiejętność skrajnie abstrakcyjnego myślenia do czegoś
mi się przyda. - Na twarzy Gieni widać było ulgę.
-, Bo ty mnie nigdy nie doceniałaś! Tak!
Założę biuro porad kobiecych. To będzie taki lokal, jak ten. W jednym kacie
kryształowe regały z perfumami, w drugim kaskada utworzona z najpiękniejszych
butów, fortepian, przystojny fordanser, i przepiękny bar z marmuru. Wkoło
atłas, aksamit i do tego orchidee. Ach....
Biuro porad sercowych "Intryga" Sp.Zoo. :)
OdpowiedzUsuń