Znów nasz znajomy bar, gdzieś w Mieście Łodzi. Dwie kobiety: Anna i Gieni.
Anna ma najwyraźniej coś do zakomunikowania, bo jest pobudzona bardziej, niż
zwykle i wypiła dwie pięćdziesiątki pod rząd. Gieni sączy sobie piwo z sokiem
imbirowym i czeka...
- Ach! Jaka ta wódka mocna... zupełnie jak z nocnego. Słuchaj! Nie wiesz,
co się zdarzyło! - zapiszczała Anna.
- No jakbym wiedziała, to bym sobie kupiła piwo i w domu, spokojnie z kotem
napiła...
- Ty jak zwykle! A tu taka historia... bo wiesz... jednak spotkałam tego
faceta, o którym ci mówiłam. No normalnie samoprzepowaiadająca się przepowiednia!
Zupełnie był taki, jak ci ostatnio opowiadałam, co mi nie wierzyłaś!
- Nie, że ci nie wierzyłam, tylko ustaliłyśmy, że to był twój chory wymysł.
- A widzisz! Nie był! Taki facet żyje i jest ideałem... no rozumiesz? Ma
wszystko, co kobiecie do szczęścia potrzeba! Więc uznałam: po co się tu długo
zastanawiać? Fajny facet, z klasą i kasą, każda mi go zazdrościć będzie... no a
wiesz... już byliśmy po drugim spotkaniu, a on mi róże takie duuuże daje,
uśmiecha, całuje. No wiesz... ewidentnie oszalał przeze mnie! No to, co ja
miałam robić?
- Zacząć coś podejrzewać?
- No właśnie! Poszłam do sklepu jubilerskiego. Wiesz, no żeby się
zorientować jak z cenami, kamieniami no i tak spędziłam cały tydzień prawie. Potem było kolejne spotkanie a on znowu róże, ale i wino takie wiesz, górna
półka. Poszliśmy do niego. No to, co ja miałam myśleć?
- Że to romans?
-Oj Gieni, Gieni... ach... Coś mnie tknęło. Akurat organizowałam obiad
rodzinny, wiesz taki duży. No, bo miałam urodziny. No i go zaprosiłam na ten
obiad, tylko tak z godzinnym opóźnieniem, nie tak jak wszystkich. No żeby nie
mógł uciec...
- O matko...
-No właśnie! On powiedział to samo do mamusi. Ależ to brzmiało monumentalnie. Tak jak ta aria ze "Strasznego Dworu". Posadziłam go przy stole
między mamusią i mną. Tak sobie gadamy, no i tak mija przystawka, danie główne
no i ... DESSSSER!
- No nie powiedziałaś nic odkrywczego... w takiej kolejności podaje się
posiłki - z ironią powiedział Gieni, która już wiedziała, co się święci.
- No i przy tym deserze TOAST! Poprosiłam wszystkich o powstanie. Ponieważ
mój ukochany zostawił marynarkę w przedpokoju, a miał nadejść oficjalny moment,
więc mu ją przyniosłam i poprosiłam o założenie jej. I wtedy cisza! Tylko ja
uśmiechnięta. On nie wie, o co chodzi, a ja mu ósemki, co mi się wyrzynają
pokazuję. Wszyscy konsternacja... i wtedy JA zaproponowałam mu, żeby już nie
chował tego, co trzyma w lewej kieszeni, bo niechcący mi wypadło. On wyjmuje, a
tam pudełeczko z pierścionkiem! No Gieni! Nigdy nie byłam tak szczęśliwą osobą!
Wierz mi!
- Albo raczej tak uwikłaną we własne marzenia, które nie mają pokrycia w rzeczywistości.
- No ale słuchaj, jak się skończyło! On mi się nawet oświadczył... Tylko
okazało się, że już ma żonę...
Komentarze
Prześlij komentarz