Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2013

Miniatura na koniec dnia

Dosyć! Po trzykroć! - powiedziała kobieta strzelając w pierś młodzieńca. A młodzieniec? Był piękny, umięśniony, jeszcze do niedawna szczęśliwy i zakochany w swej oprawczyni. Pył opadał z wolna, bo promienie słońca wdzierały się sążniście.  Nikt nie wie, o co chodziło. Nikt nie wie, czemu ona strzelała do słomianej kukły, którą nazywała imieniem swego ukochanego i jedynego. W każdym razie po kukle zostały li jedynie wióry. Kobieta zaś wyprowadziła się z domu pod miastem i nigdy nie wróciła. Jedynie, co wiadomo to, że wybornie strzelała. Bo cały magazynek ugrzązł w miejscu, gdzie potencjalnie młodzieniec mógł mieć środek czoła. W zasadzie to dość brutalne. Mogła celować w serce. To przecież to takie romantyczne... No cóż.

Na powrót po milczeniu

Gruzowiska się usunęły, kubły z farbami wyniosły na strych, folie posłusznie zwinęły, szafy przycupnęły pod przypisane im ściany... Bałuty stoją jak stały, orkany nie wywiały okolicznych pijaczków. Wszystko jest tak, jak było. A jednak jakoś tak nieswojo. Dużo spraw wyewoluowało i stało się męczącymi, inne stoją i miejscu i też są męczące... bywa też kilka takich, które mam nadzieję, że pójdą po mej myśli, ale też wolę się nie zapędzać z przedwczesną w takich sytuacjach euforią.  Mogę spokojnie orzec, że najważniejszą rzeczą, której się uczę niezmiennie i którą pogłębiam, to zdecydowanie dystans. Gdyby nie ta ważna i przedłużająca się nauka z pewnością umarłabym młodo na atak serca, albo sama podziękowałabym za tę dziwną sarabandę i przerzuciła na danse macabre.  Teraz jednak czuję kolejne w moim życiu wypalenie. Przeżywam straty.  Przeżywałabym zyski, gdyby nie fakt, że są one w kolorach bardzo rozwodnionych akwareli.  Chodzę więc po ulicach z przymrużonymi oczami i sta