Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2015

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami.

Nigdy niekończąca się opowieść.

W szuwarach życia tkwi wiele nieoczywistych opowieści, które z powodu ordynarnego wygodnictwa zamieniamy w piękne i płytkie, jak mętna kałuża historie. Kaczątko wcale nie jest brzydkie. Łabędziątko też nie jest brzydkie. Wszystko, co małe i nieporadne wydaje się takie piękne, bo ufamy w to że mu ta nieporadność minie. Nie lubimy infantylnych dorosłych. Są irytujący i nie można z nimi pogadać bez bolesnego dla uszu szczebiotu. Boimy się też od nich zarazić tym oglądaniem wszystkiego ze wszystkich stron z przerysowanym zachwytem. Boimy się że się nam to udzieli i stracimy poczucie rzeczywistości, a tym samym cofniemy się w rozwoju. Tracąc pozyskaną odporność na tkliwość i sentymenty. Bo przecież w życiu trzeba łapać kontur. Gdy nam się rozmyje w szczebiocie - igła busoli szaleje. Łabędziątko urodziło się indywidualistą. Z powodu zaistniałej sytuacji chciało łapać kontury, żeby zrozumieć niesprawiedliwość która je zupełnie niezasłużenie dopadła. Niezasłużenie, bo jak można się obwiniać

Autentyczność.

W powieściach, które czytałam zawsze pojawiali się ludzie ukorzenieni w swoim miejscu, w swoim fachu, w swoim ciele. Nie byli oni głównymi bohaterami, ale tłem które dawało niesamowite poczucie bezpieczeństwa i osadzenia w prezentowanej rzeczywistości. Tam zawsze piekarz był gruby i pachniał pieczonym chlebem, a sklepowa była rozgadaną babą z szerokimi gestami i prawdami o życiu. W naszej rzeczywistości tak pełnej przeistaczania się i parania co rusz czymś innym trudno o osadzenie czegokolwiek w pełni. Jakbyśmy wszyscy byli paradontycznym garniturem zębów, które co rusz przechylają się w inną stronę, albo zupełnie zmieniają konfigurację. Amerykański sen tak bardzo wpoił nam przemieszczanie, światowo nazywane mobilnością, że nawet pani w urzędzie która uśmiecha się, zamiast mieć opadający kącik, przez który wylewa się ślinotok i jadotok - wydaje się jakaś odrealniona i nieprawdziwa. Tak bardzo walczyliśmy o to, żeby każdy mógł być tym, czym chce że trudno nam samym zdefiniować kim jes