Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2014

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz.6

Póki, co, jeszcze nie biuro porad dla kobiet, lecz znów bar gdzieś w Mieście Łodzi. Śnieg znów sypie, jakby chciał zamienić całe miasto w białą pustynię. Obie dziewczyny siedzą już przy barze od dłuższej chwili. Panuje między nimi umiarkowane ożywienie. Gieni wygląda nawet na bardzo zmęczoną. Piją piwo z sokiem imbirowym - I czyli co? Pożyczyłaś od Marka z ósemki? Matko! Przecież on ma ogromny, feromonowy potencjał! - Powiedziała Anna z lekkim obrzydzeniem rysującym się na jej idealnie umalowanej dziś twarzy. - No właśnie. Ale to był totalny przypadek. Zapukał do mnie, czy nie mógłby się dorzucić do prania, bo jemu pralkę szlag trafił. Nawet nie wiesz, jaka była moja mina. Uśmiechnęłam się do niego jak do własnego przeznaczenia. Wzięłam ten cały kubeł, wrzuciłam z zatkanym nosem do pralki, ładując pralkę w rękawiczkach jednorazowych oczywiście. Normalnie bym mu odmówiła, niech sobie u mamuni swojej pierze, albo jakieś innej, równie nieszczęśliwej kobiecie niech da te swoje brudy.

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz.5

Znów bar gdzieś w Mieście Łodzi. Śnieg wali jak szalony. Muzyka sączy się delikatnie z głośników. Anna siedzi przy barze i czeka na Gieni, która miała jej coś ogłosić. Barman uśmiecha się do niej z lekka zalotnie. Ma jednak obrączkę na palcu (po ostatnim incydencie Anna zaczęła zwracać uwagę na takie niuanse), zamawia u niego lampkę dobrego, chilijskiego wina, odpala papierosa. Wydycha dym do góry, bo czytała  w jednym podręczniku mowy ciała, że trzeba uważać na gest palenia, bo on najwięcej obnaża. A jak się wydycha do góry dym, to oznacza, ze jest się pewnym siebie. Anna była oczywiście pewna siebie, ale nie chciała, aby ktoś znający mowę ciała miał, co do tego wątpliwości. Wreszcie wbiegła Gieni. Zasapana i zasypana śniegiem. Przywitała się z Anną pospiesznie, otrzepując ze śniegu i zdejmując płaszcz. Sięgnęła po kieliszek Anny i wypiła duszkiem pozostałość. - Poproszę dwa Sex on the Beach, ale takie konkretne - zaordynowała Gieni z dziwnym uśmiechem wymawiając nazwę drinka.

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz.4

Bar gdzieś w Łodzi. Anna i Gieni zasiadły na wysokich krzesłach, przy barze w sposób senny, w niczym niezachęcający ani do rozmowy, ani do picia. Gieni ubrana była, jak zwykle w czarne spodnie, bluzę i czerwoną skórę. Anna natomiast miała połamane paznokcie, ponieważ chandrę leczyła szorowaniem prysznica. Oczywiście bez rękawic, bo jakby miała zacząć ich szukać, to z pewnością już nie doszłoby do rzeczonej czynności. Barman powolnymi ruchami poleruje szkło, uśmiecha się blado. Nalewa w końcu dwie szkockie, bo zawsze w takim stanie zamawiają sobie coś niesmacznego, żeby się nie upić z nudów.  - Totalny zjazd Gieni. Mówię ci. Miłość jest przereklamowana. Miłości nie ma. To coś takiego, co wymyślili, żeby zarabiać na filmach, książkach, alkoholu, papierosach, papierze toaletowym, względnie chusteczkach. Na kosmetykach, kondomach, wacikach, lakierach do paznokci i włosów, na narkotykach, klejach do tipsów... Ech... Szkoda gadać. Cały świat wzbogaca się na miłości, której nie ma. To taki

Memento...

Kiedy wysiadałam wieczorem z tramwaju, minęła mnie kobieta zalewająca się łzami. Była piękna i czysta. Ludzie rzadko płaczą. A ona płynęła w strumieniu. Pozazdrościłam jej. Dawno nie płakałam, chociaż może już powinnam zacząć. Nawet mój prywatny sprzedawca cebuli z Bałuckiego mówi, że płacz oczyszcza. Ja jednak wlewam w siebie łzy skondensowane w procentach. Śmiech przez łzy również. Nawet teraz to robię.  Płacz oczyszcza. Nie ma nic bardziej wysublimowanego, niż cały rytuał złożony z muzyki, tańca i używek. Najwięcej tego płaczu jest w muzyce "organicznej" - ludowej i w ludowych napitakch, bosych stopach. Płaczmy tym, co umiemy. Bądźmy szczęśliwi z tego, że potrafimy po swojemu oddać smutek i rozpacz. Zapomnijmy o terapiach. Zajmijmy się sobą. Zatroszczmy.  Jutro możemy już nic nie czuć a to dopiero będzie smutne.

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz.3

Bar gdzieś w Łodzi, śnieg napadał po kostki. Miasto zdaje się być wymarłym. Nie przeszkodziło to jednak Annie i Gieni spotkać się znów na wódeczce. Dziś obie siedzą nieco skwaszone. W zasadzie ani Anna, ani Gieni - nie miały się ochoty widzieć, ale jak to bywa przy takich spotkaniach - tak wyszło. - Cóż tam Gieni u ciebie? - zapytała tendencyjnie Anna. - To samo, co u ciebie. - wymruczała Gieni nieco sennie, ale dobitnie. - Jejku! To ty wiesz? - z lekkim przerażeniem powiedziała Anna, w myślach modląc się, żeby to był tylko przypadek. - No jak mam nie wiedzieć, przecież znamy się nie od dziś. -Nie gadaj! Naprawdę masz to samo? - Anna zaczęła bać się nie na żarty. Czytała, bowiem ostatnio o pokrewności dusz i telepatii, co jeszcze bardziej podsyciło jej lęk przed faktem, że Gieni już wie o pewnych wstydliwych kwestiach. - Wiesz, co? Następnym razem zacznę pić do lustra, bo mam wrażenie, że gadam do siebie. - Gieni. Przepraszam cię, ale nie sądziłam, że mogłaś popełn

O tym, jak kobiety piją przy barze... cz.2

Znów nasz znajomy bar, gdzieś w Mieście Łodzi. Dwie kobiety: Anna i Gieni. Anna ma najwyraźniej coś do zakomunikowania, bo jest pobudzona bardziej, niż zwykle i wypiła dwie pięćdziesiątki pod rząd. Gieni sączy sobie piwo z sokiem imbirowym i czeka... - Ach! Jaka ta wódka mocna... zupełnie jak z nocnego. Słuchaj! Nie wiesz, co się zdarzyło! - zapiszczała Anna. - No jakbym wiedziała, to bym sobie kupiła piwo i w domu, spokojnie z kotem napiła... - Ty jak zwykle! A tu taka historia... bo wiesz... jednak spotkałam tego faceta, o którym ci mówiłam. No normalnie samoprzepowaiadająca się przepowiednia! Zupełnie był taki, jak ci ostatnio opowiadałam, co mi nie wierzyłaś! - Nie, że ci nie wierzyłam, tylko ustaliłyśmy, że to był twój chory wymysł. - A widzisz! Nie był! Taki facet żyje i jest ideałem... no rozumiesz? Ma wszystko, co kobiecie do szczęścia potrzeba! Więc uznałam: po co się tu długo zastanawiać? Fajny facet, z klasą i kasą, każda mi go zazdrościć będzie... no a wiesz... j

Para-bajka na smętny piąteczek.

Idzie sobie dziewczyna. Wszyscy mówią, że jest ładna i inteligentna, że ma charyzmę, jest duszą towarzystwa. A nawet, że jest dojrzała jak na swój wiek. Ogólnie pieją z zachwytu. Podziwiają, o mało brawa nie biją, gdy wchodzi i nie padają na kolana, kiedy wychodzi. A kimże ona tak w zasadzie jest? No i tu są schody. Myśląc nad tym przysiadła na ławce w parku i zapaliła papierosa. Oczywiście z tyłu głowy usłyszała, że to wybór powolnej i bolesnej śmierci. - Hm... w zasadzie, to mogłabym dziś przyjąć śmierć. Wszystko mi jedno - pomyślała w głębi ducha. Ma wszystko, czego jej potrzeba. Desperuje bez sensu. Ale jest w takim głupim momencie w życiu, kiedy trzeba podjąć decyzje, zawrzeć pewne umowy przede wszystkim z samą sobą. - Bla, bla, bla.... A może tak rzucić to wszystko, czemu się tak poświęcałam w cholerę? - Krew się w niej zagotowała, a nozdrza rozszerzyły, jak gończemu psu. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że zawsze musiała coś rzucić. W niczym nie przejawiała geniusz

Pomieszanie z poplątaniem ;)

Ludzie mdleją, lasy płoną... ludzie w lasach mdleją i z lasami płoną... Klęska żywiołowa. Kolejny sen... znów hipermarket. Tym razem kradłam z przyjacielem jakieś zupełnie zwykłe rzeczy, gubiliśmy zawsze te same buty, zazwyczaj prawe od par, bo grzęzły nam w błocie. Uciekaliśmy, chociaż nikt nas nie gonił. Mknęliśmy wiśniową Skodą Felicją... Potem noc i bezsenność. Potem przedpołudnie i senność. Południe i mglistość marzeń, i wyobrażeń, oraz innych projekcji. Żywioł. Kobiety tracą płaty czołowe, śnieg "padywa" zimą, kobieta-tęcza chodzi w zadumie. Chudną (kobiety) w oczach i tracą kontakt z gruntem. Żywioł. Mickiewiczowska niepewność wybrzmiewa na skrzypcach, w oddali... róże na stole usychają w sposób estetycznie honorowy. Zegar tyka jak w bombie zegarowej.... (niezłe zdanie... bardzo błyskotliwe... ). Nostalgia i żywioł... Zapalić papierosa w zadumie, w domowych pieleszach i czuć, że już nie wstaniesz, że umierasz, że nie wiesz co będzie dalej, bo właśnie stra

Myśli zaczesywanie pod włos.

Drżączki, spazmy, podminowanie i mózgu zaminowanie, dziwne sny, brak apetytu, brak umiejętności precyzyjnego sklecania swoich myśli, szybkie zapominanie o priorytetach (tuż po uświadomieniu sobie ich), napady śmiechu, przekręcanie powiedzonek i przysłów, słuchanie jednej piosenki w kółko ( to akurat jest mój żywioł od lat ), szukanie towarzystwa do opowiadania mglistych rzeczy ( no bo nie można sklecić myśli), stanie nie w tej kolejce co trzeba (pomylenie mięsnego z zoologicznym), wpadanie pod tramwaje, głupkowaty śmiech ( a to akurat mam od momentu, jak zaczęłam dojrzewać), oglądanie z przyjaciółmi "BrzydUli", gadanie do bohaterów tego serialu i wicie się w emocjach, po trzykroć śmiech, nietoperze zamiast motyli, dziwne myśli wprawiające w panikę, układanie dziwnych scenariuszy ( i tych życiowych, i tych filmowych; niektóre nawet się pokrywają), miądlenie kota, który każdorazowo wskakując na kolana zdaje się nie wyczuwać zagrożenia, s

Natłok myśli potrafi się rzucić na sny ;)

Noc. Jakiś dziwny pensjonat, w którym była sala do tańca z wytartym parkietem. I jeszcze jakaś dziewczyna, z którą razem tańczyłyśmy. Potem obserwowałam jak ludzie rozmawiali między sobą i negocjowali ceny noclegu w tym pensjonacie. Pokoiki były malutkie, ciasne od nadmiaru rozkładanych kanap, których przez ten ścisk nie dało się nawet rozłożyć. Okna były, jak w komórkach: tuż nad sufitem. Pomimo tego było w nich niesamowicie dużo światła i feeria papuzich kolorów.Odstręczały ich tylko pajęczyny. Jeden z mężczyzn nawet rwał je, jak sieci rybie. Ludzie chcieli tam nocować, bo wyczuwalne było jakieś zagrożenie. Wisiało ono w powietrzu, ale nie było wiadomo czy ono w istocie wystąpi. Potem okazało się, że ten pensjonat w jakiś dziwny sposób połączony jest z wielkim hipermarketem i kwiaciarnią. Dziwne było to, że zamiast kwiatów wszędzie były świerki w każdym rozmiarze. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że to kwiaciarnia Skrzydlewskiej. Nie weszłam tam jednak, świadoma że już jest po świę

Domowe pielesze

- Wstałam rano i padłam w otchłań. Otchłań szczęścia, które może być również moim przekleństwem. Nigdy nie ma się gwarancji, chociaż są zapewnienia. I codziennie od roku w nią padam.   A u genezy tego szczęścia leży on, obok, na wyciągnięcie małego palca.  A może to tylko ułuda? Może w istocie wszystko jest inaczej, niż ja to widzę? Może kwiaty, które mi daje nie są świadectwem niewiędnącego afektu, ale świadectwem jego kolejnych zdrad i kłamstw? A czekoladki mają za zadanie zagłuszyć endorfinami fałsz w jego głosie? On tak właśnie dziwnie jakoś ostatnio wraca do domu, wydeptał kapcie, nie rzuca się już na mnie, jak wygłodniały niedźwiedź... dawno się nie strzygł, koszul sobie nie prasuje… Tak, czy inaczej jest taki piękny i tak słodko śpi. Nie chrapie, jak oni wszyscy. Oj! Jak ładnie się teraz uśmiechnął i mlasnął.  Jednak bardzo go kocham. Jest taki szlachetny, dobry. Nie ma żadnych wad. Zawsze chodzi ze mną na te głupie komedie romantyczne. Swoją drogą ciekawe ile wytrz

O tym, jak kobiety piją przy barze...

- Tak bardzo go kocham... jest taki mądry, piękny, dojrzały... ach i zawsze daje mi kwiaty. A potem ja się zachwycam tymi kwiatami, a on całuje moją dłoń, zamawia butelkę najlepszego wina i  tak siedzimy, i rozmawiamy... - powiedziała Anna swojej przyjaciółce, która właśnie przeżywała kryzys swojego związku i nie miała ochoty tego słuchać. No ale cóż. Przyjaźń ma swoje, czasem brutalne prawa. - Tak? No to świetnie. A czym on się zajmuje? - zapytała Genowefa, owa przyjaciółka, przeżywająca kryzys. Swoją drogą, jak ktoś ma tak na imię, to ciągle musi przeżywać kryzysy. - Jest wykładowcą na naszej uczelni. To znaczy mnie nie uczy. I mimo tego, że jest starszy ode mnie dwadzieścia lat, jeszcze się nie ożenił wyobraź sobie! Ta chemia organiczna tak go pochłonęła. - Chemia organiczna powiadasz? Taak to może człowieka pochłonąć... - No i on zawsze do mnie mówi per "Proszę Pani", w ogóle traktuje mnie jak damę. Tylko wiesz co mnie martwi? Spotykamy się już od pół roku, co tydzień

Z cyklu: "Bałuty na Święta"

- Wiesz może, o co chodzi? Bo ja za bardzo nie rozumiem? - A co tu rozumieć? Instynkt powinien ci wytłumaczyć. A może swoista "pamięć wody", która jest w nas... - z ironicznym uśmieszkiem powiedział brunet z rudym wąsem. - Ale po co ludzie to robią? Po co stoją w tych gigantycznych kolejkach, po co kupują masę rzeczy, które potem albo wyrzucą, albo w zwiększonej do granic wytrzymałości ilości po prostu przerobią na gówno? - Rytuał, tradycja, coś uświęconego. W dodatku napędza to gospodarkę. - Aha.... - z dość nierozgarniętym wyrazem twarzy wypowiedziała kobieta bez przedniej jedynki. W zasadzie, gdyby nie ten dotkliwy dla estetów brak, byłaby nawet wyglądała inteligentnie. Oboje siedzieli na murku vis a vis jednego z bardziej obleganych samów i popijali poranne piwko, zadymiając je co chwilkę skrętem. Co można robić w taki dzień przed świętami, kiedy każdego dnia jest święto? No, bo święto to ponoć czas odpoczynku... A oni w zasadzie nic nie robili. Siedzieli i