Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr

Ciężka szarada.

Wieczór, taki jak dziś. Może to nawet właśnie ten wieczór. Siedzi z głową podpartą na łokciach. Czeka, paląc papierosa i słuchając muzyki. Bałuty szemrzą, jak zwykle. Kot galopuje za wyimaginowaną ofiarą wykrzykując przy tym radośnie. Czuła się ostatnio niespokojnie. Piła co wieczór, jęczała z bólu, rwała włosy z głowy. Błagała o łaskę, o ukojenie. O zatopienie w ramionach spokoju. I raptem, dziś dotarło do niej po wielu latach poszukiwania go, że marzenie się spełniło. Że jest na drodze do tego, aby mieć wszystko to, co tak miłe, o czym się śni. Zadziwiająco nie była to kojąca nowina. Siedzi udręczona szczęściem, które przyszło. Znakomita część zwycięzców gier liczbowych rzuca swoje losy dla zabawy, bez refleksji głębszej jakie mogą być tego konsekwencje. A potem, raptem radosna nowina, która jest jak ołowiana kula u nogi przyczepiana niegdyś skazańcom: uderza i siada na klatce piersiowej, i dusi.  Okazuje się, że marzenie się spełniło. Los uśmiechnął się wykrzywionym ry

Mózg rozmazany.

Kot jest najpiękniejszy, kiedy walczy. Koń prezentuje się najlepiej w pełnym galopie, pod dobrym jeźdźcem. Wiewiórka najbardziej rozczulająco wygląda wtedy, kiedy je podarowanego przez nas orzecha. Człowiek wtedy, gdy pochłania go coś bez reszty. Nawet jeśli są to znaczki pocztowe. Ruch. Ruch ciągły. Ruch zmienny. Mózg jest w ciągłym ruchu. Jest piękny, wspaniały. Mądrzejszy od nas samych, chociaż tak odrażająco wygląda rozstrzelony na ścianie. Rozalia spojrzała w odmęty niedomytego lustra w swej łazience. Nie znalazła tam nic ładnego, godnego uwagi. Oczy zgubiły swój blask, włosy były ulizane i szare, dłonie drżały jej od kilku dni bez znanego powodu. Złamany przed kilku laty palec u stopy zaczął uwierać, zmarszczki falowały, jak wzburzone morze. Rozpłakała się. Nie znajdowała powodów do zadowolenia. Nie znała niczego, co mogłoby ją zająć. Stojąc przed lustrem rozpoczęła monolog. Coś na kształt ostatniego słowa przed skazaniem na śmierć: - Nazywam się Rozalia Kowalska. Mam 2

Modlitwa odurzonego subiekta.

Spotkałem ją w sklepie. Była moją klientką. Kupowała papierosy i mleko. Mała piękne oczy, cudowny uśmiech i zwiewne sukienki. Tuż za nią ciągnęła się omdlewająca woń perfum, które nosiła. Nie mogłem od niej oderwać wzroku. Byłem zadziwiony, że tak cudowna osoba może chodzić po tym skalanym psim i ludzkim moczem - trotuarze. Gdy wchodziła - wszystko leciało mi z rąk, odpowiadałem na jej pytania, ale w zasadzie nie wiem co. To się zaczęło jakoś pół roku temu. W wiosenny słoneczny dzień. Spieszyła się do pracy. Była uśmiechnięta i lekko rozkojarzona. Od tamtej pory stałem się kolekcjonerem jej uśmiechów. Każde pół minuty z nią spędzone doprowadzało mnie do odurzenia. Tak, jakbym wąchał najsłodszy kwiat na świecie: woń doprowadzała mnie do utraty zmysłów, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie robić tego nadal. Ta kobieta stała się moją obsesją. Wyczekiwałem jej, snułem różne historie na jej temat. Niczym subiekt z dziewiętnastowiecznego składu czekający na przybycie arystokratki, k

Naturalne pragnienia 1.

Poranek. Lekki rozgrzeb. Kocia kupa melancholijnie zalega, owiana kołderką żwirku, przypominając tym samym zamyślonego jeża. Snuję się po domu w poszukiwaniu tabletki od bólu głowy. Głowa boli mnie już drugi dzień. Snując się tak chwilę, wysnuwam się zażywszy tabletkę - po pieczywo na śniadanie. A tam wszędzie matki z dziećmi. Matki zazwyczaj brzydkie, grube oraz ponure. Ale nie wszystkie. Dzieci natomiast piękne w sposób obiecujący. Uśmiechają się do mnie. Obserwują bacznie. Mają w sobie jakiś taki spokój i ciepło. Kładąc bułki na stole zrozumiałam. Dopadło mnie. Kiedyś mnie ostrzegano. Nie sądziłam, ze to mnie zaatakuje. Cała JA to teraz moja macica i mój mózg, które odbierają w sposób szybki i bezwzględny sygnały o dzieciach. Mieć dziecko, zrobić dziecko, spędzić czas z dzieckiem, czytać dziecku, gotować dziecku, dostać coś od dziecka. Jedyne, co mnie ratuje to fakt że nie mdleję jeszcze z wrażenia nad śpioszkami i buciczkami. Ale KIEDY TO SIĘ STAŁO??? Jeszcze do niedawna po upoj

Porażona porażkami.

Jest noc. Siedzę przed oknem. Piję gęste w smaku czerwone wino.  Autobus na żółtych światłach holuje drugi, który miał dziś po nocy mknąć, zbierać wszystkich pijanych i oszalałych. Chwilę potem przejeżdża karetka na lawecie. Uczucie schyłkowości. Niepokoju. Ciszy głuchej i rozszalałego mikropłaczu w mojej duszy. Z sąsiedniego pokoju sączą się wszystkie ulubione piosenki. Zawsze, kiedy ich słucham, myślę że powinieneś je poznać, poczuć przeze mnie. Jest w nich wiele życzliwych słów dla ciebie. Nie użyję ich jednak nigdy. Życzliwe słowa mają bowiem to do siebie, że rozdzierają jak taran to, co tak piękne i bardziej rozdzierające.  Mogłabym użyć moich rozdzierających słów. Ba! Pragnę tego. Wtedy jednak nie pozostałoby nic z tej ekscytującej mgiełki.  Mgiełki, która jest wszystkim i niczym. Za każdym razem chcę w nią wejść. Gdy już tam jestem chciałabym ją potraktować krzykiem i ogniem. Nienawidzę jej i jestem od niej uzależniona.  Uwielbiam sprawy beznadziejne. Wtedy czuję podniec

Czułe spotkanie.

Światła miasta. Jak zwykle dla mnie iskrzą się jakimś odcieniem zagadki. Alkohol z moczem i krwią czule odprawiają swoją orgietkę szumiąc w rynsztokach. Idę koło nich i uśmiecham się cynicznie. Wchodzę do baru gdzieś w Mieście Łodzi. Nie ma tam już Anny i Gieni.  Anna bowiem wyjechała z kolejnym kochankiem daleko na południe, pławiąc się w słońcu i towarach luksusowych. Gieni zaś popadła w depresję, tak po prostu. Teraz siedzą tu już zupełnie inni ludzie, słychać inną muzykę. Tylko barman jak zwykle uśmiecha się enigmatycznie polerując szkła i nałogowo czyszcząc bar. Usiadłam vis a vis niego, zamawiając przy tym lampkę czerwonego, chilijskiego wina o nikczemnym roczniku. Zaczęłam nucić piosenkę w sposób znudzony i nostalgiczny. Nawet wydawało mi się przez chwilę, że nucę w dwugłosie. Potem się okazało, że jakiś mężczyzna stał za mną. To on mi mruczał do ucha. Był przystojny. Miał przyjemne spojrzenie, interesujący uśmiech, zawadiacką fryzurę. Jak to mężczyźni spotkani pierwszy

Zimny sen.

Zasnęłam na brzegu łóżka. Był środek dnia. Zjadłam pyszne śniadanie, popiłam gorzką, czarną kawą będącą dla mnie symbolem goryczy życia. Potem się umyłam, umalowałam, uczesałam i zasnęłam na brzegu łóżka, które właśnie miałam ścielić. Po prostu. Przysiadłam miądląc poduszkę i zapadłam w sen śpiącej królewny. Nie wiem czemu teraz, czemu tak dziwnie. Dla mnie to całkiem naturalne. Widocznie nie widzę w tym świecie nic na tyle interesującego, żeby mieć otwarte oczy, jak drzwi od stodoły. Jestem pewna, że większość z was też jest w jednym ze stadiów zasypiania. Ja dotarłam do ostatniego. Nic mi się w zasadzie nie śniło niezwykłego. Jedynie, że urodziłam pięcioraczki, potem mi się śniło, że robiłam ruskie pierogi, potem że piłam wódkę tańcząc w kółko. Potem, że jestem gwiazdą kina w stylu glamour. A potem, to już nie wiem. Nie da się zapamiętać wszystkich snów.  To nie były kolorowe sny. To były sine sny. Jakby owinięte glonami i nutą szarości ze zdechłego śledzia. Taka kompozycja z