Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

Gieni się żeni... czyli Gdzieś w Mieście Łodzi.

Obudziłam się całkiem niespodzianie o piątej nad ranem. Miasto zaczęło już z lekka szumieć dniem przemykających sennie pojazdów wszelkiej maści. Rześki wiew powietrza odurzył mnie i przeszył. Machinalnie wstałam, aby zaparzyć sobie kawę. Zaspanym krokiem wlałam wodę do czajnika, wsypałam dwie łyżeczki kawy i sięgnęłam do lodówki po mleko. Kiedy je zaczęłam odkręcać  - butelka wysunęła mi się z dłoni. Zimna biel rozlała się u mych nagich stóp. Strach. Strach wylał mi tę biel. I ta biel mnie wyprostowała. Mam dziś ślub. Całkiem niechcący. Któregoś dnia wstałam - tak jak dziś - zupełnie niespodziewanie i machinalnie wyjęłam z zamrażarki wódkę. Zrobiłam sobie drinka, włączyłam ulubioną muzykę patrząc na budzące się miasto. Dopiero w połowie zorientowałam się, że to nie jest odpowiednia pora. Że to, co zrobiłam świadczy o tym jak lekceważący stosunek mam do ładu. Że jestem zmierzwiona i chciałabym Uładziciela. Kogoś, przy kim zmuszona byłabym się przedefiniować, dostawać zmarsz

W podziękowaniach dla Wokulskiego.

" -Nikt, nigdy nie powiedział mi z takim zapałem że ostatnie szczęście jego życia jest w moim ręku. Czy można się temu oprzeć?"  Co na to odpowiedział Wokulski?  "- Nie wiem to sprawa uczuć  osobistych". Z jaką łatwością czyta nam się powieści o miłości, kupując jedynie ich fasadę. Z jaką łatwością przychodzi mam wierzyć w miłość? A przecież Wokulski nigdy nie kochał Izabelli. Chwila, w której on podarowuje jej owoc swoich naukowych dokonań z Paryża jest tego największym dowodem. Wokulski był na tyle silnym mężczyzną, że nie potrzebował kobiety. Nawet z wielkiego rodu. A tym bardziej ze zrujnowanego. Była w nim chęć ciągłego udowadniania sobie czegoś, wynikająca z wielkiej niewiary w siebie. To samo kierowało Izabellą, która bała się zostać zrujnowaną dziedziczką i to w dodatku bez mężczyzny u boku. Oboje ciągle balansowali, aby w końcu wylecieć z tego szaleńczego młyna, który nakręcali swoimi lękami, chcąc się przytulić do siebie i

Z cyklu: co znaleźć można na brzegu: Bezpańska meduza myśli.

Zapieczone w senność oczy, słońce przekracza granicę życiodajności i przechodzi w fazę dręczenia spiekotą, która czyni z nas śnięte ryby, bądź herosów starających się ignorować bieżące warunki atmosferyczne. Usiłuję płynnie łączyć heroizm z sennością, ponieważ obie te postawy są mi bardzo bliskie - permanentnie zastanawiam się nad czymś i przy tym zamyślam tak dotkliwie, że ocieram się z pełnym erotyzmu spojrzeniem o Morfeusza, który coraz czulej chce mnie obejmować. Podczas wężowiska różnych rozważań, które falami skradają się do mych stóp i uciekają - jedna zaczepiła się o mój duży palec u prawej stopy i przylgnęła smutno, niczym bezpańska meduza. Zastanawiam się nad lekiem na samotność. Byłam kiedyś lekiem na dziwną, narwaną samotność. Samotność lwa w klatce, który siedzi tam jedynie dlatego, że jest znużony wolnością i wyzwaniami chimerycznej sawanny. Cały aż ryczał samotnością, jego grzywa srożyła się na samo wspomnienie wszelkich nielojalności, które tym samym skazały go