Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Z cyklu: "Opowieści dziwnej treśći 2"

-A jakby tak napisać sztukę teatralną, albo scenariusz filmu? - pomyślała sobie dziewczyna w długim warkoczu przerzuconym przez lewe ramię. - Napisać scenariusz dla NIEGO?! - zadała sobie kolejne pytanie. Jej problem tkwił w tym, że podeszła do sprawy bardzo idealistycznie i romantycznie. Była bowiem ostatnią razą na dramie. Główną rolę grał tam taki przystojny, smukły aktor. Kiedy grał był niesamowicie sugestywny i pociągający. Vera tak się przejęła nim samym, że zupełnie straciło dla niej znaczenie co to za sztuka. Liczyły się tylko jego włosy w lekkim nieładzie nadające mu tylko uroku, błysk w oku i usta, które czy szeptały, czy krzyczały - za każdym razem wywoływały w niej ekstazę. Po spektaklu gotowa była nawet koczować pod teatrem. Ale w ostatniej chwili speszyła się. Bo w sumie po co miałaby tak tu stać? Wymyśliła sobie jednak, że musi z nim w życiu zamienić chociaż słowo. Nie wiedziała jednak gdzie chadza, aby móc przypadkiem koło niego stanąć w kolejce chociażby po kaszank

Z cyklu: "Opowieści dziwnej treści"

- Czy można? - zapytała dziewczyna z warkoczem o kolorze pszenicy i w kwiecistej sukience. - Można- odpowiedział mężczyzna w wieku średnim, lekko łysiejący. Po tych słowach ona weszła do pokoju lekko zawstydzona, niemalże na palcach, aby nie stukać obcasami. - Proszę usiąść- powiedział mężczyzna podnosząc się lekko z fotela zza biurka, wskazując prawą dłonią krzesło naprzeciwko. - Dziękuję - powiedziała nadal speszona i lekko zgarbiona, po czym usiadła. - Co panią do mnie sprowadza?- zadał pytanie szybko i bezceremonialnie, gdyż widział już w swoim gabinecie multum zawstydzonych dziewcząt. - W zasadzie... mm... jakby to powiedzieć... chciałam zapłacić... - Ale kasa jest po lewo, przy wyjściu, w hallu. - przerwał dziewczynie dość popędliwie. Dbał zawsze o to, aby ludzie nie zajmowali mu za dużo czasu. A zwłaszcza niezrównoważone dziewczątka z prowincji. Bo ona z pewnością jest z prowincji. Jest za grzeczna i zbyt schludnie ubrana. - Ale ja chciałam zapłacić panu - odpowiedzi

Bełkot w szarości...

Upalny dzień na ulicy Legionów. Maszeruje w różowej sukience na spotkanie. Spieszy się, dzięki czemu nie ma czasu na zadręczanie się wizją, że ktoś ją zaczepi, albo że coś pójdzie nie po jej myśli. Dociera wreszcie do kamienicy nieco zapadłej w sobie, z powybijanymi oknami na klatce schodowej, niczym zęby w szczękach jej mieszkańców. Gdy drzwi po dłuższej chwili otworzyły się, poczuła że to przejście do innej bajki. Zaiste. Poczuła tam swoją szarość w sobie, swą spolegliwość i głupotę, które dość sprytnie wyrosły jej w postaci chitynowego pancerza. Nauczyła zadawać kilka pytań, których nie zadawała sobie nigdy w życiu, chociaż bywa rasową megalomanką. Jak wielu pytań sobie jeszcze nie zadała... Czy w ogóle zadajemy sobie jakieś pytania? Czy jest to nam do czegoś potrzebne? Otóż tak. Dzięki temu można się rozwijać, albo po prostu dowiedzieć się kim jestem. Jednak ta szarość nie daje spokoju. Niczym kwef przysłania. I ciągłe zawroty głowy. Świat kołysze się nachalnie i nie chc

Z cyklu: Opowieści tramwajowe...

Tramwaj numer 5, ulica Kilińskiego. W tramwaju unosi się zapach brudu, zmieszanego z trawionym alkoholem. Wonie te wydziela mężczyzna o bliżej nieokreślonym wieku, w brudnym ubraniu (ale!!!) w czyściutkich czarnych lakierkach, bez skarpetek. Przysypia. Przez okno widać witrynę lombardu o znamiennej nazwie: "Cienki Bolek"... I wtedy przypomniało mi się, że jakieś pół miesiąca temu mój Ojciec wygłosił tyradę na temat narzekania ludzi spowodowanego brakiem przystosowania do nowych warunków. Jego głównym postulatem było to, żeby emeryci i renciści wyprowadzali się do Indii - gdyż tam, w przeliczniku, wartość otrzymywanego przez nich kapitału byłaby trzykrotnie wyższa. Nie mieliby zatem powodów do narzekań i stać byłoby ich na wszystko. Nie wnikając oczywiście w kwestie różnic kulturowych, wysnułam jednak ciekawą (jak sądzę) prognozę... Jest to katastroficzna wizja zagłady Łodzi. Otóż... młodzi już wyjeżdżają do Irlandii, starzy wyjadą do Indii, reszta wyjedzie do innych

Pjany obrus/ pan z kotem niby psem / inne dziwne sytuacje.

 Sobota obudziła ją wilgotnym nosem i kocim ciałkiem wtulającym się w ramiona. Mimo zaledwie czterech przespanych godzin postanowiła zacząć inaugurację kolejnego dnia od inauguracyjnej kawy, aby potem iść na rytuale sobotnio-mieszczańskie zakupy na bałuckim. Potem nastąpił szereg działań ściśle związanych ze wzorowym mieszczaństwem, aby koło godziny 11tej przed południem otrzymać propozycję nie do odrzucenia, która raczej miała na celu zaproszenie do wspólnego skakania po wszelkich przykazaniach przykładnego mieszczanina. Cóż. Przyjaciół nie zostawia się w biedzie, trzeba odciążać ich. W szczególności, gdy dzierżą samotnie butelkę wina półwytrawnego... a do tego jest ładna pogoda. I tak oto w sobotę kilka godzin po południu skrzyżowały swe drogi trzy kobiety. Każda z nich ma swoją historię, swoje nerwice, przemyślenia i takie tam inne walory i wady. Spotkanie to upływało w dziwnej atmosferze. Albowiem działy się rzeczy dziwne, może nawet wyjątkowe. Spotkały na swej drodze siedzą

Paszkwil na wszelką bylejakość

Miło jest siedzieć na kanapie, w obłokach z własnych bąków, roztapiać w swym pustym zadumaniu. Och! Jak cudownie wylegiwać się i mieć w tyle wszystkie zobowiązania względem siebie i innych. Niechaj żyje wolność! Cóż, że w istocie nią nie jest? Leniwość zaciera kontury rzeczywistości. Jest nieracjonalna, bezproduktywna. I nasz leń tak sobie wyleguje się na kanapie w rzymskiej pozycji lecz w istocie ucieka, odpędza myśli. Jest indolentny do granic. Jest w każdym z nas. I tylko od nas zależy, czy kanapa naszego lenia zacznie się rozrastać, czy pochłonie nas i zrzuceni zostaniemy do pojemnika na pościel, aby tam jak w komorze z własnych gazów - paść w zniewoleniu. Ale w każdej chwili możemy zbiec z tej kanapy z hasłem na sztandarze: "Arbeit macht frei"

Z cyklu: EKSKREMENTARIUM

Bywają takie dni w życiu człowieka, że zastanawia się. Nad czym? Nad wszystkim i niczym . Trawi w głowie masę różnych rozterek, utrapień, radości, własną i cudzą głupotę. Mieli to i mieli. Opada na samo dno rozpaczy i wybija na same wyżyny. Widziany krajobraz zaokienny codziennie napotykany spojrzeniem przy porannej kawie - zmienia drastycznie swój charakter, chociaż w zasadzie nic się w nim nie zmienia. A człowiek przewala się w sobie jak wagonik na torach szalonej kolejki z wesołego miasteczka. Nic nie jest takie, jak być powinno. Nic nie jest takie, jak nam się wydaje. W zasadzie jak jest naprawdę. Co jest urojone, dopowiedziane, a co w istocie występuje??? Gama szarości jest tak rozległa, że trudno rozpoznać co jest prawdziwe szare, a co czarne. No i pytanie czy warto się z tym zmierzać??? Czy podejmując to wyzwanie nie stajemy się żałosnymi Don Kichotami, którzy rozplasną się na szarej płaszczyźnie tego świata? Za dużo myślisz... stanowczo za dużo - powiedziało two

Z cyklu szkice postaci: Magda - po prostu.

Czekałam na nią w pobliżu  kamienicy, w której obie nie tak dawno mieszkałyśmy. Zauważyłam ją od razu. Tego dnia, gdy ją zobaczyłam po wielu miesiącach - była o wiele piękniejsza. Dzieli nas niewielka różnica wieku,a czułam się przy niej zawsze jakoś tak dobrze, spokojnie, bezpiecznie. Wyprawiała zawsze cudowne urodziny. Kiedy było mi źle - mogłam do niej uciec korytarzem śmierdzącym uryną i stęchlizną, po omacku. Na końcu tej wędrówki była jednak bardzo przytulna przystań. Coś czego nie da się zamknąć w słowach. Można ją jedynie przyrównać do człowieka - ślimaka, który niezależnie od sytuacji zawsze wytwarza domową atmosferę, jakby dzierżył dom na swych barkach. Tego dnia  była jak Księżyc w pełni. Widać było, że przepływa przez nią harmonia. Coś co można nazwać z egzaltacją błogosławieństwem. Nasze drogi szybko się rozeszły. Szkoda, że tak szybko. Przemknęła chyba po to przez moje życie, aby poznać mnie z kolejną cudowną kobietą dzięki której nauczyłam się wiele. Na