Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2015

Naga kobieta.

Stukot. Zgiełk ulicy. Przepięcie w powietrzu. Kopnięcie prądem, jak wtedy gdy dotykasz językiem baterii. Szummm. Szum słów obijających się o siebie, jak elektrony. Słowa zawisły. Zastygłam. Eskalacja myśli. Część uciekła szybko, by ta druga jej nie mogła dogonić. Na mojej twarzy zarysowało się rozmarzenie. Elektrony zawiodły mnie do iwaszkiewiczowskiego lata, pełnego tajemniczych tekstur i intensywnego powietrza. Do czegoś "na granicy", co jednocześnie było i nie istniało. Piękne wspomnienie. Na tle innych piękniejsze, bo niespełnione. Na tle innych - wzruszające, bo dyskretne. Nienazwane, chociaż przeżyte. Wtedy nie docierało do mnie. Zatapiałam się nie w faktach, lecz w wilgotnym zapachu lasu, ciała, wina. W pomarańczy zachodzącego słońca i muzyce, którą dzieliłam. Aż dziw, że tak własnie było. Zawsze goniłam szczęście. Wtedy nie złapałam go nawet za opuszek palca. Zupełnie, jak nie ja. Jakbym nie była sobą, tylko medium odurzonym bajecznym powietrzem, które nie

Posągowa poczekalnia.

Proszę czekać. Czekaj. Poczekaj. Trzeba czekać. Będziesz zmuszony poczekać. Poczekalnia. Czeka się zawsze w sytuacjach krytycznych lub przynajmniej istotnych. Jak długo można czekać?! Czy warto? Co nam da czekanie? Czy zawsze czekamy i czy obiekt uczący nas w ten sposób pokory oraz cierpliwości zasługuje na nasze zaciskanie zębów? Dodatkowo: czy istnieje czekanie z godnością? Miśka zadawała sobie te pytania patrząc na miasto z dachu wieżowca. Od dawna rozważa zjawisko dla niektórych niewystępujące i zbędne. Ona czeka. Czasem ją to zawstydzało, czy aby to nie jest zbyt łzawe i staroświeckie w dobie szybkich kas w supermarketach. Początkowo czekanie było dla niej, jak siedzenie na krześle elektrycznym. Czymś, co drażni każdą komórkę ciała i nie daje spokoju. Co wybija z rytmu i staje się jedyną treścią życia. Ostatecznie jednak przychodzi taki moment, gdy nawet najbardziej nasycone kolory - blakną. Tak było z jej czekaniem. Stało się elementem jej życia, jak śniadanie, czy p

Gdzieś w Mieście Łodzi i znów Gieni, czyli dlaczego kobiety mają koty.

Jest taki rodzaj prądu, który kopie w serce, uderza do głowy i przetransponowany jest na twarz w postaci uśmiechu. Dzieje się to wtedy, kiedy kolejny raz wracasz. Kiedy masz pewny krok i wyprostowane plecy. Gieni szła właśnie przez deszczową Łódź, lekko pusta w środku. Pomimo tego faktu uśmiechała się do świata. Postanowiła znów dać sobie wiarę. Chodziła i zastanawiała się, w co wierzyć. Z licznych bolesnych doświadczeń wiedziała, że ślepe przeglądnie się w lustrze ze skrzętnie stopionych wartości, w ostatecznym rozrachunku bywa bolesne. Nie ma jednakże wyboru. Bez wiary nie potrafi żyć. Jak śpiewał Maleńczuk "Bo wiara jest, jak dupa - trzeba ją mieć".  Na samo przypomnienie tej frazy Gieni znów uśmiechnęła się, strzelając tym głupkowatym uśmiechem w jakiegoś przypadkowego przechodnia. Idiotyczna potrzeba posiadania nad sobą parasola z abstrakcji, tylko po to aby przeżyć. Idiotyczna, bo wiara w samą siebie, która przyniosłaby o wiele więcej praktycznych konsekwencji wyda

Cisza, cisza, cisza.

Ja najmocniej przepraszam. Nie spodziewałam się, że coś takiego może nastąpić. Ludzie mówili mi czasem, że mają coś podobnego, ale zawsze uważałam, że tylko się nad sobą użalają. Że ich indolencja wynika z lenistwa, braku zorganizowania, braku dystansu... No i mnie, osobę leniwą, słabo zorganizowaną i posiadającą względny dystans w stosunku do siebie i świata - dopadła ta zaraza. Dopadła w sposób dotkliwy i ostateczny. Trwa to już od kilku dni. Czekam, aż minie. Rozglądam się po świecie, patrzę na szalonych muzyków grających w mróz na Piotrkowskiej, patrzę na księżyc, koty biegające jak w amoku, w pełnię. I NIC. Jest we mnie równina bliska stołowi przed którym siedzę. Jest idealnie płaska i lekko zakurzona. Czuję się tak, jakbym połknęła ten stół i średnio mi się trawił. Zajmuje jednak tyle powierzchni we mnie, że nie łaknę niczego. Cisza. Jest we mnie cisza. I nie jest to pewność. To cisza. Jest przejrzysta i gęsta jak galareta. Agrestowa galareta. Moja ulubiona.