Przejdź do głównej zawartości

Nigdy niekończąca się opowieść.

W szuwarach życia tkwi wiele nieoczywistych opowieści, które z powodu ordynarnego wygodnictwa zamieniamy w piękne i płytkie, jak mętna kałuża historie.
Kaczątko wcale nie jest brzydkie. Łabędziątko też nie jest brzydkie. Wszystko, co małe i nieporadne wydaje się takie piękne, bo ufamy w to że mu ta nieporadność minie. Nie lubimy infantylnych dorosłych. Są irytujący i nie można z nimi pogadać bez bolesnego dla uszu szczebiotu. Boimy się też od nich zarazić tym oglądaniem wszystkiego ze wszystkich stron z przerysowanym zachwytem. Boimy się że się nam to udzieli i stracimy poczucie rzeczywistości, a tym samym cofniemy się w rozwoju. Tracąc pozyskaną odporność na tkliwość i sentymenty. Bo przecież w życiu trzeba łapać kontur. Gdy nam się rozmyje w szczebiocie - igła busoli szaleje.
Łabędziątko urodziło się indywidualistą. Z powodu zaistniałej sytuacji chciało łapać kontury, żeby zrozumieć niesprawiedliwość która je zupełnie niezasłużenie dopadła. Niezasłużenie, bo jak można się obwiniać za to że urodziło się innym, niż reszta?
Łabędziątko chciało akceptacji, szukało jej za wszelką cenę. Bezskutecznie. Spędziło wiele nocy rozmyślając co by tu uczynić, żeby raptem okazało się, że jest kimś godnym uwagi. Że nie jest jedynie odszczepieńcem, który żałośnie szuka miłości i szczęścia - czegoś tak pięknego, a dla niego zupełnie nieosiągalnego. Wielokrotnie podejmowało próby. Zadzierzgnęło wiele obiecujących (pozornie) znajomości, które kończyło się dyplomatycznym "zadzwonię". Chciało się zatopić w bezpieczeństwie zwykłego Kaczątka.
Na próżno.
Było za młode, żeby zdystansować się i znaleźć metodę, na to idiotyczne położenie.
W  takich momentach z odsieczą przychodzi INSTYNKT, który niczym meandrująca rzeka wiedzie nas w miejsca, gdzie trudno z własnej woli się dostać. 
Instynkt zawiódł Łabędziątko w kontrast do tego, w czym było. Stało się czymś innym z prozaicznego kontrastu - znalazło się pośród innych Łabędzi. Istot dumnych i znających własną wartość.
Jednak i tu na Łabędziątko czekała pułapka. Pouczająca pułapka. Taka, która pozwala być mądrzejszym od tych, którzy pędzą kacze życie i nie mają żadnych rozterek związanych z ptasią kondycją. Widział kto kiedy kaczkę, która skarży się? A widział ktoś zgarbionego Łabędzia?
Łabędziątko całkiem przypadkowo dostało dar od losu, nie zaś sromotę. Nie zrozumie tego długo. Póki co - nadal rozpacza drastycznie podnosząc swymi łzami poziom wód. Jak nie trudno się bowiem domyśleć - Łabędziątko w gronie Łabędzi również nie miało łatwego żywota: było zbyt prowincjonalne i zakompleksione. Szanującemu się Łabędziowi nie wypada do niego zniżać swej cudownej szyi.
Kaczątko płynęło niczym mityczny wędrowiec. Wypłynęło w końcu na brzeg, gdzie uzmysłowiło sobie że nie jest ani zwykłą Kaczką, ani też rasowym Łabędziem.
Odrzuciło wizję rozpaczania nad tym. Za dużo cierpień przeszło. Nie miało już sił na cierpiętnictwo. Postanowiło więc płynąć dalej, w górę rzeki ciesząc się swoim indywidualizmem i wiedzą na temat ptasiej kondycji, której nikt inny z racji zaszufladkowanego pochodzenia nie był w stanie doświadczyć.

W każdej bajce w tym momencie bohater otrzymuje nagrodę od losu. Spektakularną nagrodę, która równoważy wszelkie straty moralne i inne niesprawiedliwości społeczne.

Ale po co?
Gdyby Łabędziątko teraz wygrało w totka, albo poznało miłość swojego życia - wszystko poszłoby jak krew w piach. 
Jest zatem bohaterem nigdy niekończącej się opowieści. Nigdy niedającej zidiocieć w puchach.

Uniesie się w samotne przestworza będąc dla siebie bytem autonomicznym i spokojnie wolnym.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powrót.

Mknę ulicą, tnąc powietrze. Po wielu wieczorach wróciła mi sprężystość chodu. Jest we mnie muzyka, całkiem euforyczna o bezsensownie radosnej treści. Wygramoliłam się po raz kolejny z lepianki - kołdry, potu i śliny. Złapałam za wajchę i znów płynę całą naprzód. Po raz kolejny przestałam się bać mówić "Dzień dobry" i chodzić bez zapomnianej części garderoby, którą noszę jak amulet. Uśmiech numer pięć, Channel No 5 i dobry wygląd. Znów wierzę, że zawojuję światem. Za trzy miesiące snów rozplaśnięta zsunę się z szyby na którą natrafię - cykliczność życia. Najważniejsze, żeby czuć ten cykl i go egzekwować. Spałam. Spałam bez emocji. Tak mi się wydawało. Z jakiegoś jednak powodu budziłam się z wiórkami oczu i kołtuna z sypialnianej konfekcji. Wszystkie moje sny bowiem były głośne od krzyku i lepkie od krwi, która ciągle leciała mi z nosa. Ciągle gdzieś się spóźniałam, ciągle komuś sprawiałam zawód. Nie pamiętam tych snów, ale budziłam się z zamrozem który z nich wyzierał. Za
Patrzę na ludzkie twarze w tramwaju, w drodze... W zależności od twarzy obieram inny kąt analizy. Czasem próbuję zrekonstruować czyjąś twarz sprzed 20lat, czasem odwrotnie - jak będzie wyglądać za te parę lat; patrzę na młodą w twarz i zastanawiam się jak będzie wyglądała  z domieszką starczych niedoskonałości, pieczęcią życia odciśniętymi na obliczu. Czasem, zaś analizuję, czy ten ktoś może być dobry, zły, czy jest cholerykiem, albo jaki zawód wykonuje. Takie zwykłe ludzkie dywagacje. Kogo z nich mogłabym uczynić swoim bohaterem literackim??? Czy ja w ogóle mam świadomość, jak ważną kwestią jest intryga, główny bohater, plan główny, tło wydarzeń..... Otóż - NIE!!! Wydaje mi się to zupełnie dowolne. Każdy człowiek wiedzie ciekawe życie, bo inne niż moje. Ciekawe, co nie znaczy, że różowiutkie jak pachnący linią kosmetyków "Bambino" niemowlaczek. Przejeżdżam przez Bałuty do centrum i zadziwiam się - każdego dnia na nowo. Łatwiej tu pić, niż chodzić uśmiechniętą uka

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie wątr