Przejdź do głównej zawartości

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość.
Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój.
Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej.
Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami policzki. Znów jesteś na tej wyspie. Na zsyłce. 
Nie było cię tu już kilka ładnych miesięcy. Myślałeś, że wydoroślałeś, zmądrzałeś, ale nie! Zawsze, gdy wysiądziesz z jadącego pociągu zapadniesz się i przerazisz. Im szybciej jedziesz, tym większe będzie Twoje późniejsze przerażenie. Wiesz już jak dostać się do kolejnego. Ale co, jeśli któregoś dnia zapadniesz się na dłużej? Ile można uciekać? 
Każdy dzień powinien być przez ciebie świadomie podjęty. Powinieneś wiedzieć, że to łaska. Ale ty jesteś bierny. Wstajesz z łózka po omacku i dzień za dniem mijają ci jak pejzaże za oknem pociągu. Jesteś bierny. Wiadomo, życie nie może być ciągle fascynujące. Od tego są narkotyki i alkohol, ewentualnie miłość. Kiedy jednak jesteś bierny każdy twój dzień jest przypadkowy, szarzejesz ty i twoje dni. Obrastasz w tłuszcz, zbędne owłosienie i podły charakter, drapiąc się bezceremonialnie po dupie, zamiast po głowie.  
I spada w tobie chęć do życia. Możesz jeszcze coś zmienić. Zawalczyć. Dać sobie i światu szansę.
Nie wszyscy walczą - stąd młodzi samobójcy. Nikt natomiast nie słyszał o osiemdziesięcioletniej osobie, która popełniła samobójstwo. Czyżby jednak po pewnym czasie to zarośnięcie, obrośnięcie, zszarzenie powoduje zobojętnienie ogólne? 
Nie wiesz co dalej. Nie wiesz co zrobić. Czy płakać, czy zapalić, czy iść na spacer. Chcesz już nowy dzień, słońce i jakiś miły telefon od rana, pyszną kawę i rytm pociągu. Pociąg uspakaja. Oddychaj.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....