-A jakby tak napisać sztukę teatralną, albo scenariusz filmu? - pomyślała sobie dziewczyna w długim warkoczu przerzuconym przez lewe ramię.
- Napisać scenariusz dla NIEGO?! - zadała sobie kolejne pytanie. Jej problem tkwił w tym, że podeszła do sprawy bardzo idealistycznie i romantycznie.
Była bowiem ostatnią razą na dramie. Główną rolę grał tam taki przystojny, smukły aktor. Kiedy grał był niesamowicie sugestywny i pociągający. Vera tak się przejęła nim samym, że zupełnie straciło dla niej znaczenie co to za sztuka. Liczyły się tylko jego włosy w lekkim nieładzie nadające mu tylko uroku, błysk w oku i usta, które czy szeptały, czy krzyczały - za każdym razem wywoływały w niej ekstazę.
Po spektaklu gotowa była nawet koczować pod teatrem. Ale w ostatniej chwili speszyła się. Bo w sumie po co miałaby tak tu stać?
Wymyśliła sobie jednak, że musi z nim w życiu zamienić chociaż słowo. Nie wiedziała jednak gdzie chadza, aby móc przypadkiem koło niego stanąć w kolejce chociażby po kaszankę... zostać pracownikiem teatru nie miała możliwości... wymyśliła, że napisze specjalnie dla niego sztukę teatralną w której on zagra główną rolę. Stąd to pytanie, które sobie zadała na głos, aby je ukonstytuować. Żeby nie uciekło, nie przepadło. Poczuła, że to może być znakomity trop.
- Tylko jak to zrobić, żeby nie mógł zagrać z żadną kobietą? - zastanawiała się gorączkowo. Nie chciała bowiem, aby przez przypadek podczas prób do JEJ sztuki zakochał się w innej. Oj tak! Vera wiedziała, że los bywa przewrotny i złośliwy!
Zaczęła się miotać po mieszkaniu. Zastanawiać, włosy wyrywać., paznokcie ogryzać... Jaka to mogłaby być sztuka?!
On z urody pasował jej do sztuki o przystojnym trampie, w spodniach na kancik, koszuli lekko rozchełstanej, włosach zmierzwionych, palącego papierosa na stacji kolejowej...
Czekałby na pociąg do Łodzi. Z walizką retro w dłoni. Byłby z totalnej prowincji i wierzyłby w to, że w Łodzi uda mu się wszystko.
Gdy wysiada napawa się urokiem Ziemi Obiecanej. Dostaje pracę, jako zaznajomiony w sztuce czytania i pisania jako księgowy. Codziennie wstawałby rano do pracy, po niej chodziłby napić się do okolicznego szynku, na jednego. Potem wracałby do domu...
- Cholera! Ale co on miałby takiego niezwykłego robić w tej Ziemi Obiecanej? Cóż takiego niezwykłego, aby zechciał w tym grać??? - pomyślała rozgorączkowana dziewczyna.
Wszelkie kartki z tekstami przyszłego scenariusza zasłały w bardzo szybkim czasie podłogę, otaczając jej fotel ze wszystkich stron, niczym morze samotną wysepkę.
Nie pozostało więc nic innego, jak dodać do tego lekkie kołysanie. Wyciągnęła więc z podręcznego barku, nie wstając butelkę wina, jak przystało na zaprawionego w bojach marynarza.
Coś tam jeszcze pisała, póki nie wypłynęła zbyt daleko i statek nie zaczął się chybotać na tyle, że u naszej dzielnej scenariopisarki nie wystąpiła choroba morska.
Kołysanie było jednak na tyle sugestywne, że Morfeusz szybko utulił Verę.
Tak to już jest, jak ktoś z dnia na dzień chce zostać artystą...
- Napisać scenariusz dla NIEGO?! - zadała sobie kolejne pytanie. Jej problem tkwił w tym, że podeszła do sprawy bardzo idealistycznie i romantycznie.
Była bowiem ostatnią razą na dramie. Główną rolę grał tam taki przystojny, smukły aktor. Kiedy grał był niesamowicie sugestywny i pociągający. Vera tak się przejęła nim samym, że zupełnie straciło dla niej znaczenie co to za sztuka. Liczyły się tylko jego włosy w lekkim nieładzie nadające mu tylko uroku, błysk w oku i usta, które czy szeptały, czy krzyczały - za każdym razem wywoływały w niej ekstazę.
Po spektaklu gotowa była nawet koczować pod teatrem. Ale w ostatniej chwili speszyła się. Bo w sumie po co miałaby tak tu stać?
Wymyśliła sobie jednak, że musi z nim w życiu zamienić chociaż słowo. Nie wiedziała jednak gdzie chadza, aby móc przypadkiem koło niego stanąć w kolejce chociażby po kaszankę... zostać pracownikiem teatru nie miała możliwości... wymyśliła, że napisze specjalnie dla niego sztukę teatralną w której on zagra główną rolę. Stąd to pytanie, które sobie zadała na głos, aby je ukonstytuować. Żeby nie uciekło, nie przepadło. Poczuła, że to może być znakomity trop.
- Tylko jak to zrobić, żeby nie mógł zagrać z żadną kobietą? - zastanawiała się gorączkowo. Nie chciała bowiem, aby przez przypadek podczas prób do JEJ sztuki zakochał się w innej. Oj tak! Vera wiedziała, że los bywa przewrotny i złośliwy!
Zaczęła się miotać po mieszkaniu. Zastanawiać, włosy wyrywać., paznokcie ogryzać... Jaka to mogłaby być sztuka?!
On z urody pasował jej do sztuki o przystojnym trampie, w spodniach na kancik, koszuli lekko rozchełstanej, włosach zmierzwionych, palącego papierosa na stacji kolejowej...
Czekałby na pociąg do Łodzi. Z walizką retro w dłoni. Byłby z totalnej prowincji i wierzyłby w to, że w Łodzi uda mu się wszystko.
Gdy wysiada napawa się urokiem Ziemi Obiecanej. Dostaje pracę, jako zaznajomiony w sztuce czytania i pisania jako księgowy. Codziennie wstawałby rano do pracy, po niej chodziłby napić się do okolicznego szynku, na jednego. Potem wracałby do domu...
- Cholera! Ale co on miałby takiego niezwykłego robić w tej Ziemi Obiecanej? Cóż takiego niezwykłego, aby zechciał w tym grać??? - pomyślała rozgorączkowana dziewczyna.
Wszelkie kartki z tekstami przyszłego scenariusza zasłały w bardzo szybkim czasie podłogę, otaczając jej fotel ze wszystkich stron, niczym morze samotną wysepkę.
Nie pozostało więc nic innego, jak dodać do tego lekkie kołysanie. Wyciągnęła więc z podręcznego barku, nie wstając butelkę wina, jak przystało na zaprawionego w bojach marynarza.
Coś tam jeszcze pisała, póki nie wypłynęła zbyt daleko i statek nie zaczął się chybotać na tyle, że u naszej dzielnej scenariopisarki nie wystąpiła choroba morska.
Kołysanie było jednak na tyle sugestywne, że Morfeusz szybko utulił Verę.
Tak to już jest, jak ktoś z dnia na dzień chce zostać artystą...
Komentarze
Prześlij komentarz