Przejdź do głównej zawartości

Z cyklu: "Opowieści dziwnej treśći 2"

-A jakby tak napisać sztukę teatralną, albo scenariusz filmu? - pomyślała sobie dziewczyna w długim warkoczu przerzuconym przez lewe ramię.
- Napisać scenariusz dla NIEGO?! - zadała sobie kolejne pytanie. Jej problem tkwił w tym, że podeszła do sprawy bardzo idealistycznie i romantycznie.
Była bowiem ostatnią razą na dramie. Główną rolę grał tam taki przystojny, smukły aktor. Kiedy grał był niesamowicie sugestywny i pociągający. Vera tak się przejęła nim samym, że zupełnie straciło dla niej znaczenie co to za sztuka. Liczyły się tylko jego włosy w lekkim nieładzie nadające mu tylko uroku, błysk w oku i usta, które czy szeptały, czy krzyczały - za każdym razem wywoływały w niej ekstazę.
Po spektaklu gotowa była nawet koczować pod teatrem. Ale w ostatniej chwili speszyła się. Bo w sumie po co miałaby tak tu stać?
Wymyśliła sobie jednak, że musi z nim w życiu zamienić chociaż słowo. Nie wiedziała jednak gdzie chadza, aby móc przypadkiem koło niego stanąć w kolejce chociażby po kaszankę... zostać pracownikiem teatru nie miała możliwości... wymyśliła, że napisze specjalnie dla niego sztukę teatralną w której on zagra główną rolę. Stąd to pytanie, które sobie zadała na głos, aby je ukonstytuować. Żeby nie uciekło, nie przepadło. Poczuła, że to może być znakomity trop.
- Tylko jak to zrobić, żeby nie mógł zagrać z żadną kobietą? - zastanawiała się gorączkowo. Nie chciała bowiem, aby przez przypadek podczas prób do JEJ sztuki zakochał się w innej. Oj tak! Vera wiedziała, że los bywa przewrotny i złośliwy!
Zaczęła się miotać po mieszkaniu. Zastanawiać, włosy wyrywać., paznokcie ogryzać... Jaka to mogłaby być sztuka?!
On z urody pasował jej do sztuki o przystojnym trampie, w spodniach na kancik, koszuli lekko rozchełstanej, włosach zmierzwionych, palącego papierosa na stacji kolejowej...
Czekałby na pociąg do Łodzi. Z walizką retro w dłoni. Byłby z totalnej prowincji i wierzyłby w to, że w Łodzi uda mu się wszystko.
Gdy wysiada napawa się urokiem Ziemi Obiecanej. Dostaje pracę, jako zaznajomiony w sztuce czytania i pisania jako księgowy. Codziennie wstawałby rano do pracy, po niej chodziłby napić się do okolicznego szynku, na jednego. Potem wracałby do domu...
- Cholera! Ale co on miałby takiego niezwykłego robić w tej Ziemi Obiecanej? Cóż takiego niezwykłego, aby zechciał w tym grać??? - pomyślała rozgorączkowana dziewczyna.
Wszelkie kartki z tekstami przyszłego scenariusza zasłały w bardzo szybkim czasie podłogę, otaczając jej fotel ze wszystkich stron, niczym morze samotną wysepkę.
Nie pozostało więc nic innego, jak dodać do tego lekkie kołysanie. Wyciągnęła więc z podręcznego barku, nie wstając butelkę wina, jak przystało na zaprawionego w bojach marynarza.
Coś tam jeszcze pisała, póki nie wypłynęła zbyt daleko i statek nie zaczął się chybotać na tyle, że u naszej dzielnej scenariopisarki nie wystąpiła choroba morska.
Kołysanie było jednak na tyle sugestywne, że Morfeusz szybko utulił Verę.
Tak to już jest, jak ktoś z dnia na dzień chce zostać artystą...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....