Przejdź do głównej zawartości
Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?

Parę dni spędziłam ostatnio poza miastem, a ściślej mówiąc na wsi.
Pragnę podzielić się z Wami zadziwieniem tą dziwną krainą, gdzie czas płynie inaczej, relacje międzypokoleniowe wyglądają budująco, wszystko jest równie proste, jak i skomplikowane...

Byłam tam już dwa razy, za krótko niestety aby napisać coś na tyle głębokiego, na ile bym chciała.
Jednakże podczas tych moich odwiedzin, zawsze poznaję coś nowego. Jestem w innym wymiarze. 
W zasadzie nie jestem w stanie Wam napisać niczego, co byłoby subiektywne, ponieważ przeszłam do szpiku kości miastem, w którym się wychowałam i  którego realia dzierżę nieustannie. 
Na wsi zadziwiają mnie jednak najbardziej kobiety. Z prostej i czysto prozaicznej przyczyny. Kobieta na wsi - to przede wszystkim oddana matka i  gospodyni. To ona zajmuje się swoją rodziną, która zazwyczaj nie jest trzyosobowa!!! Kobieta, jeśli nie pracuje - w zasadzie jest ciągle w domu, albo w gospodarstwie. Wiem, że nie piszę nic odkrywczego, ale jeśli spojrzymy na model miastowy, gdzie kobieta nade wszystko jest kobietą, która ma te same, albo bardzo zbliżone obowiązki do mężczyzny. Ma większą swobodę działań, nikt jej tak bacznie nie obserwuje, jak sąsiedzi, czy rodzina w przypadku kobiety żyjącej na wsi. Jestem pełna podziwu dla ich pracy. Dla staranności i zapobiegliwości.  
Odnoszę takie przykre wrażenie, że my tu w mieście żyjemy bardziej chwilą, zrywami. Że chodź jesteśmy lepiej wykształceni, jako populacja miejska, jednakże żyjemy płycej i mniej zostawiamy po sobie, jako rozkapryszone dzieci konsumpcjonizmu - więcej biorąc, niż dając.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....