Przejdź do głównej zawartości

Obojętności egzystencji ciąg dalszy.

Widziałam oczy człowieka, który płakał nad sobą i swoim głodem. Widziałam człowieka, który płakał nad swoją naiwnością. Widziałam też takich, którzy płaczą na filmach, w szpitalach, na weselach i pogrzebach.
A ja nie umiem płakać. Zdarza mi się to statystycznie raz do roku i to już doprawdy "święto".
Dużo za to się śmieję. W zasadzie cały czas się śmieję. Z siebie, ze świata z absurdu naszego istnienia.
To dziwne, ale bardzo często łapię się na czystym niedowierzaniu, że żyję i że to życie tak wygląda. Ten świat bardzo konkretny i poważny, oparty na dorobku pokoleń też wydaje mi się na tyle zadziwiający, zdeformowany, że aż groteskowo śmieszny.
Może ma na to wpływ, że coraz mniej znamy świętości? Że niegdysiejsza skromność i pokora jawi się nam dziś, jako ułomność,  życiowa niezaradność?
Mimo tego nie znamy recepty na to hollywoodzkie szczęście, które ( chyba mamy tego świadomość) chociaż piękne i takie miłe jak świeżo wietrzona na słońcu pościel - jest naiwne i tak naprawdę to wcale by nas nie uczyniło szczęśliwymi.
Porzućmy szczęście. Porzućmy rozpacz. Tak naprawdę pogubiliśmy już dawno ciężar gatunkowy tych wszystkich emocji, które niektórzy tak pięknie opisują, albo tak wiarygodnie odgrywają.
Pozostał nam tylko książkowy, dziewiętnastowiecznopowieściowy mdły bełkot.
Coś jak lody, które się rozpuściły i  były tanie. Gdy tracą swoją właściwą postać - są już skrajnie niezjadliwe.
A jak już coś czujemy ciężkiego - uciekamy. Przerasta nas to. Wszak żyjemy w czasach pokoju i nie musimy, jeśli nie chcemy staczać boje z tym, co nas zastaje. Możemy to zostawić za sobą. Uznajemy te prawdziwe doświadczenia za zbędny balast, który zaburzyłby nasze spokojne, ciche żyćko.
W wyniku tej naszej ludzkiej indolencji mamy może mniej, a może własnie więcej siwych włosów.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam pewności, że to co piszę ma cokolwiek z prawdy. W zasadzie to czasem to nie wiadomo, czy nawet jeśli coś czujemy, to czy to jest prawdziwe, czy nie pozostaje tylko wytworem naszych mózgów, może serc, a może jeszcze innych organów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....