A imię jej było Grażyna. Z ciężkim naciskiem na "gra". Była ona ruda, piegowata i nawet wredna. Lubiła ludzi, ale bez przesady. Grażyna pracowała w mięsnym, chociaż należała do "fali eco" i była wegetarianką, ale wychodziła z założenia, że jakoś na swój pęczek rzodkiewek musi zarobić.
To dość pragmatyczne - musicie przyznać.
Grażyna z wykształcenia była mechanikiem samochodowym, bo chciała zrobić na złość ojcu, który w jej przeświadczeniu był arcypierdołą i nie umiał nawet naprawić cieknącego kranu.
Jeśli jednak chcesz zrobić komuś na złość, to i tak odbija się to na tobie. Grażyna była tego przykładem. W samochodówce bowiem - miała przechlapane, a w warsztacie, zawsze lądowała w kanale, w towarzystwie jakiegoś wąsatego pana Zbysia, który sapał nad nią dość wymownie. Dlatego też Grażyna przebranżowiła się. Teraz górowała nad wszystkimi trzymając w ręku tasak - wyznacznik siły i władzy, dzięki któremu odcięła się dość wymownie od mężczyzn.
Po pracy jednak już nie nosiła tasaka. Z tego też powodu , jako kobieta o posągowej urodzie i kształtnej niewątpliwie sylwetce, gdy wychodziła na drinka do ulubionego baru gdzieś w Mieście Łodzi - nadal musiała szukać przedłużenia czerwonych paznokci. Zazwyczaj był to papieros, którym "niechcący", machając rękami - przypalała nachalne dziadziska.
Ostatnio przypaliła policjanta, który zawsze po pracy również siadał przy barze i próbował ją poderwać. Przypaliła go dość dotkliwie żarem od strząsanego papierosa w wewnętrzną stronę uda.
Zrobiło jej się żal tego pewnego siebie mężczyzny, który w obliczu bólu stał się tak bezbronny, że aż Grażynie zadrżało serce. Zabrała więc go do siebie, gdzie już go nic nie bolało.
Grażyna natomiast na drugi dzień miała straszne zakwasy. Najgorzej było z utrzymaniem tasaka w prawej dłoni. Kolejne wieczory osłabiały ją coraz bardziej: młody policjant nie dawał za wygraną, polubił nawet to przypalanie. Grażyna była coraz bardziej zrozpaczona.
W końcu jednak policjantowi zmienili rewir, a Grażyna znów dzielnie walczyła z tasakiem za dnia i z żarem w nocy, a kiedy wyjechała nad morze, na wakacje - poznała przystojnego i wartościowego rybaka, któremu oddała swą rękę. Od tej pory żyła w zgodzie z samą sobą i ze światem: filetowała, ryby i rzuciła palenie.
Znów świetny tekst,Rudolfino .... wróciłaś do formy :)
OdpowiedzUsuń