Irytacja.
Zasadniczo staram się nie irytować, bo wiem z doświadczenia, że tylko mnie ten stan będzie interesował, tylko mnie w tym momencie będzie bliski. No może... znajdzie się jakiś osobnik zainteresowany zirytowaniem, poirytowaniem, udawaniem że nie chce drażnić w tak wysublimowany sposób, no ale to tylko mały pypeć.
Maluteńkie ziarenko piasku, które wpadło ci do buta i doprowadza do obłędu, a przecież jest takie kurwa niewinne.
Gorzej, jak irytują cię już całe rzesze... dla przykładu motłoch w tramwaju za piętnaście ósma rano - nie ważne na jakim przystanku i w jakim natężeniu. Zawsze irytuje. Zawsze śmierdzi. Zawsze depcze cię i rysuje idealną gładkość świeżo wypastowanych butów.
Irytacja, kiedy ktoś udaje, że nie rozumie, czegoś co miał zrozumieć już dawno.
Irytacja, gdy ktoś, kto cię irytuje protekcjonalnie klepie cię po łopatce - irytacja do kwadratu.
Irytacja, gdy ktoś mlaszcze.
Irytacja gdy ktoś robi coś ze swoimi palcami, paznokciami przy tobie.
I to pretensjonalne używanie jednego słowa w każdym zdaniu... taaak?
A najgorszą jest jest irytacja wielka połączona z małą.
Np. masz ochotę się dziś napić, ale nie możesz bo rano do pracy - irytacja duża, ogólna.
Spotykasz koleżankę w tramwaju, która na końcu każdego zdania używa przeciągłego "tak", z intonacją "do góry", po czym w połowie rozmowy z tobą odbiera telefon , a potem jeszcze smsuje i każe ci kontynuować opowieść, której i tak nie słucha. Dodatkowo jeszcze pachnie zbyt intensywnie ordynarnymi, słodkimi perfumami ( przykład ciągu irytacji małych - szczegółowych).
Chcesz eksplodować. Chcesz dokonać demolki.
Ale nie. Siedzisz cichutko i się uśmiechasz. Tylko mała żyłka na czole zdradza przyspieszony puls.
Cisza. A w tobie tajfun, czujesz jak gwałtownie przewala ci się w mózgu od tej irytacji.
I dlaczego? Przecież napijesz się kiedy indziej, a z resztą jak już cię to irytuje to nie pić należy zupełnie (ponoć tak mówią TERApeuci). A to biedne dziewczę? No owieczka taka. Można kulturalnie sobie pójść i nie pławić się w tym widoku.
Irytacja ma coś w sobie z erotyzmu. Uwielbiamy, jak narasta w nas. Jak nas rozpala i doprowadza do obłędu. Uwielbiamy fantazjować o irytujących nas obiektach i wyobrażać sobie co im zrobimy następnym razem.
Brudna perwersja. Rozgrzewa do czerwoności, podsyca. Każe nam wdychać zapalczywie smród w tramwaju, żeby podsycać irytację na cały świat za to, że taki śmierdziel zabiera czyste powietrze.
Irytacja nakazuje ci zdominować obiekt. Czy nie bywa tak w seksie?
A może irytacja to taka forma onanizmu, która ma prowadzić do aktu pełnego, czyli eskalacji złości na zewnątrz?
A może ta eskalacja, to ejakulacja demonów?
W każdym razie zwierzęcość. Zwierzęcość czysta, która przypomina nam, że nie jesteśmy jednostką - przypadkiem, ale tworem który wywodzi się z natury. Żądze są lepsze od lęków, bo rozgrzewają,
pokazują konkretne cele, nie zaś bezkres. Nienawidźmy, pożądajmy, plujmy i gryźmy.
Zostańmy ludźmi.
Zasadniczo staram się nie irytować, bo wiem z doświadczenia, że tylko mnie ten stan będzie interesował, tylko mnie w tym momencie będzie bliski. No może... znajdzie się jakiś osobnik zainteresowany zirytowaniem, poirytowaniem, udawaniem że nie chce drażnić w tak wysublimowany sposób, no ale to tylko mały pypeć.
Maluteńkie ziarenko piasku, które wpadło ci do buta i doprowadza do obłędu, a przecież jest takie kurwa niewinne.
Gorzej, jak irytują cię już całe rzesze... dla przykładu motłoch w tramwaju za piętnaście ósma rano - nie ważne na jakim przystanku i w jakim natężeniu. Zawsze irytuje. Zawsze śmierdzi. Zawsze depcze cię i rysuje idealną gładkość świeżo wypastowanych butów.
Irytacja, kiedy ktoś udaje, że nie rozumie, czegoś co miał zrozumieć już dawno.
Irytacja, gdy ktoś, kto cię irytuje protekcjonalnie klepie cię po łopatce - irytacja do kwadratu.
Irytacja, gdy ktoś mlaszcze.
Irytacja gdy ktoś robi coś ze swoimi palcami, paznokciami przy tobie.
I to pretensjonalne używanie jednego słowa w każdym zdaniu... taaak?
A najgorszą jest jest irytacja wielka połączona z małą.
Np. masz ochotę się dziś napić, ale nie możesz bo rano do pracy - irytacja duża, ogólna.
Spotykasz koleżankę w tramwaju, która na końcu każdego zdania używa przeciągłego "tak", z intonacją "do góry", po czym w połowie rozmowy z tobą odbiera telefon , a potem jeszcze smsuje i każe ci kontynuować opowieść, której i tak nie słucha. Dodatkowo jeszcze pachnie zbyt intensywnie ordynarnymi, słodkimi perfumami ( przykład ciągu irytacji małych - szczegółowych).
Chcesz eksplodować. Chcesz dokonać demolki.
Ale nie. Siedzisz cichutko i się uśmiechasz. Tylko mała żyłka na czole zdradza przyspieszony puls.
Cisza. A w tobie tajfun, czujesz jak gwałtownie przewala ci się w mózgu od tej irytacji.
I dlaczego? Przecież napijesz się kiedy indziej, a z resztą jak już cię to irytuje to nie pić należy zupełnie (ponoć tak mówią TERApeuci). A to biedne dziewczę? No owieczka taka. Można kulturalnie sobie pójść i nie pławić się w tym widoku.
Irytacja ma coś w sobie z erotyzmu. Uwielbiamy, jak narasta w nas. Jak nas rozpala i doprowadza do obłędu. Uwielbiamy fantazjować o irytujących nas obiektach i wyobrażać sobie co im zrobimy następnym razem.
Brudna perwersja. Rozgrzewa do czerwoności, podsyca. Każe nam wdychać zapalczywie smród w tramwaju, żeby podsycać irytację na cały świat za to, że taki śmierdziel zabiera czyste powietrze.
Irytacja nakazuje ci zdominować obiekt. Czy nie bywa tak w seksie?
A może irytacja to taka forma onanizmu, która ma prowadzić do aktu pełnego, czyli eskalacji złości na zewnątrz?
A może ta eskalacja, to ejakulacja demonów?
W każdym razie zwierzęcość. Zwierzęcość czysta, która przypomina nam, że nie jesteśmy jednostką - przypadkiem, ale tworem który wywodzi się z natury. Żądze są lepsze od lęków, bo rozgrzewają,
pokazują konkretne cele, nie zaś bezkres. Nienawidźmy, pożądajmy, plujmy i gryźmy.
Zostańmy ludźmi.
Komentarze
Prześlij komentarz