Przejdź do głównej zawartości

Nocne szaleństwa Penelopy.

Jest we mnie tak wielka tęsknota.
Tęsknota za tym, co wyparłam i czego się boję, a może czego nie zaznam poprzez brak czasu.
Przytulenia.
Wypowiedzenia kilku ważnych zdań, spojrzenia porozumiewawczo w oczy.
Tajemnica.
Wisi nade mną, jak dym z papierosa. Wiele tajemnic. Pewnie domyślnych, ale nadal tajemnic.
Jestem sierotą. Mam ciągły deficyt dotyku, którego się boję i którego pragnę.
Jestem jak na wpół oswojone zwierzę. Możesz do mnie wyciągnąć dłoń jedynie wierzchem do góry. W przeciwnym razie to koniec. Ucieknę i nigdy mnie nie zobaczysz.
Chciałabym przytulenia. Właśnie twojego.

Ty też masz swoje demony. Mamy i potrzebę bliskości, i potrzebę samotności. Obie te potrzeby są w równowadze. Dlatego tak ciężko.
Płaczę, zwijając się w embrion. Ogrom harmonii nade mną śpiewa i przyciska moje piersi do kolan.
Jestem tak samotna i z tym pogodzona.
Płaczę nad sytuacjami, które powinny dziać się teraz, ale jest środek nocy. Nikomu nie mogę okazać mojej czułości, bo jest tak cholernie późno.
Straciłam kolejną szansę. Może na zawsze. Jutro uznam, że dziś histeryzowałam.
Samotność jest mi pisana.
Sama to napisałam. Sama ją napisałam. Nieświadomie. Małymi kroczkami. I piszę nadal. Daimonion.
Chociaż liczę na rozwidlenie tej ścieżki z naiwności. Dlaczego? Bo i tak jest we mnie za dużo. Za dużo na ramiona jednego człowieka, który czuje i czasem zdarzy mu się głębiej pomyśleć. Jestem neurotyczną kulą wypluwającą pomału swoją prywatną komorę serca. To idiotyczne, ale to wydaje mi się jedynie słuszne wyjście.
 Zalotnicy Penelopy odejdźcie z niczym. Odysie (uśmiecham się ze wspomnieniami w oczach i powątpiewaniem w kącikach warg) ty nigdy nie wrócisz. To zakończenie napisali w Hollywood. Nigdy nie wrócisz. Jesteś moim lustrzanym odbiciem, które się oddala. Już nawet nie pamiętam, jak wyglądasz.
Chcesz tworzyć na niespokojnych wodach, jak ja. Co to będzie? Może napiszą nam "Exegi monumentum", cytując klasyka, a może roześmieją się z naszej naiwności. Ale nie wiedzą, jak to jest wyrzec się i rzucić w nieznaną samotność. Zimną toń wewnętrznego szaleństwa. W ciemność, gdzie wszystko jest przerażające. I tak żyjemy w małżeństwie szaleńczego lustra.
Uśmiechasz się do mnie z daleka. Idę dalej sama, odwracam się od lustra, robię kolejne kroki chcąc się przytulić. Łzy zalewają mi widok. Nie zobaczę cię już nigdy poprzez kaskadę łez.
Nie będę tęsknić zawsze, bo zapomnę. Taki jest już człowiek. Zapomina, bo przeszłość blaknie w obliczu tego co jest i co ma być.
Nic nie jest na zawsze. To my tylko się upieramy, że tak być powinno.
Żegnaj moje szaleńcze lustro. Idę w mrok.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....