Przejdź do głównej zawartości

Słoneczna mantra.

Ciepło skóry nagrzanej przez sierpniowe słońce, we włosach zapach wiatru. Piasek stygnący przed zachodem słońca. Bezpieczeństwo. Byłam przytulona, wolna, zamyślona. Chodziłam brzegiem morza - pierwsze kroki samotności. Niczego się nie bałam w myślach. Wtedy.
Słońce daje bliskość.
Kiedy idziesz, możesz się pięknie zamyślać. Wdychasz głęboki zapach morza. Jesteś odurzony i natchniony. Czysty i pełen. Owiewające powietrze przytula półnagie ciało.
Myśli są wtedy, jak sen. Z każdą sekundą kontury się zacierają i następują kolejne. Czasem wyłania się spójny obraz, który wypełnia cię po brzegi. Wtedy idąc, zdarza ci się unosić rozkosznie pięty. Wyciągasz zapalczywie twarz po nagrodę od słońca, za to że jesteś szczęśliwy. A ono często odpowiada.
Cały świat błogosławi twemu szczęściu.
Kiedy stajesz tam znów, gdzieś w sierpniu, w słoneczne popołudnie, wiele lat później - okazuje się że istnieje między tobą i tobą, między kiedyś i teraz - continuum.
Wzruszasz się, a słońce tak pięknie zapieka twoje łzy wzruszenia. Płaczesz jeszcze bardziej, bo to słoneczne uczucie daje zadziwiające szczęście. Płaczesz, jak wtedy gdy spotkałeś coś, co wydawało ci się piękne, ale myślałeś, że już nigdy nie będzie tak intensywne.
Sól łez zastyga ci na policzkach i po chwili uśmiech staje się wyzwaniem. To takie memento, jak wtedy, kiedy jako dziecko byłeś ganiony, że za głośno się śmiejesz.
Tęsknię za tymi łzami.

Czasem patrzę w uśmiechnięte, lekko przymrużone oczy, pełne troski i ciepła głaszczące mnie po włosach. Jak słońce. Czuję ten sam miły, ciepły powiew wiatru.

I ten piękny spokój, pełne milczenie.
To nie romantyzm. To piękno. To absolut, którego można dotknąć, tylko trzeba poczuć.
Ten absolut jest, jak delikatnie skrzący się jedynie jedną kropeczką kawał czarnego materiału.
Poruszasz materiałem i raz, na milion razy znajdujesz ten błysk.
Błysk będący długim spacerem w cieple sierpniowego lata.
Nikt nie nazwie tego poszukiwania idiotyzmem, jeśli chociaż raz w życiu pójdzie na spacer, w którym rozważa się szczęście wynikające pozornie z niczego.

Możliwe, że już nigdy nie poczuję tego pierwszego spaceru, który mógł trwać fizycznie chwilę, a dla mnie jest całym miesiącem. Zawsze będzie we mnie. Tak samo, jak uśmiechnięte oczy, może jedyny spokojny sen, smak pierwszej w życiu poziomki, zapach miejsc, w których byłam ale nigdy tam już nie trafię, bo nie wiem gdzie są.
A może ich tak naprawdę nie ma na mapie, może to nie istniało naprawdę?
Ale jest we mnie czasem, gdy się odezwie.






Komentarze

  1. Jesteś bezwstdną złodziejką mych spacerów, myśli, wspomnień i marzeń ..... :)
    Genialny tekst :)
    Atos

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpiekniejszy dla mnie tekst na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toż to samo powiedziałem, Olga :)
    Pozdrawiam,
    Atos

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....