Przejdź do głównej zawartości

Miasteczko smutnych szaleńców.

Piękna łąka, piękne słońce ogarniające każdą komórkę ciała. Największa fundacja charytatywna i największy sklep z używkami nad głową. A wszystko za jedyną minutę określenia stopami chodnika i poczucia tego na sobie.


Przedziwne jest to, jak dużo robię i jak mało czuję dobra. Tak, jakbym żyła w czarnych chmurach z niepokoju, i smrodu wszystkich bezdomnych oraz pijusów tego pięknego miejsca.Chce mi się płakać. W sposób dziecinny i rozpaczliwy, że jest taki piękny dzień, a ja mam głowę w czarnych chmurach. I do tego to zajęcze serce, które czasem ozywa się piskliwym szczebiotem strachu. Szczebiotem, który przeradza się powoli w ryk monstrum, które ukąsił komar.

Ciągłe myśli, ciągłe głosy, ciągłe pytania i zawieszone odpowiedzi. 
Jestem na karuzeli z absurdalnego strachu, która nie chce się sama zatrzymać (ja jej nie zatrzymam, bo jak już wspomniałam sytuacja jest absurdalna).
Po pewnym czasie okazuje się, że ta karuzela ani przez chwilę się nie kręciła, że to jedynie chora imaginacja. 
Powinnam się zaśmiać, ale płaczę. Płaczę, płaczę, bo przecież myślałam, że się kręci a się nie kręciło!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Oszalałam. Osłabłam. Oniemiałam.
Złapałam głęboki wdech i zaniosłam się kolejnym tsunami płaczu.
Nie ma dla mnie ratunku, nie ma możliwości naprawy, trzeba iść pod ścianę i dać się rozstrzelać słowom własnych i cudzych wyrzutów.

Zawsze byłam postrzelona.

A może dać się ostatecznie rozstrzelać? Rzucam się najpierw na kolana, potem na twarz. Drę dłońmi trawę. Łzy, ziemia, pomerdana trawa i ja.
Zasnęłam.
Ostatnio przeraźliwie dużo śpię. Nawet polubiłam bajkę o Śpiącej Królewnie. Kiedyś lubiłam tylko stronę gdzie miała w czarnych włosach kwiaty rumianku, a teraz lubię całą i to bez obrazków.
Obrazki z mojej obecnej wersji tej bajki wcale nie wskazują na to, że są we włosach rumianki.
Co najwyżej wspomniane siano umocowane we fryzurze błotem.

Królewicz?
Kto tu może być królewiczem???
Może pan z loterii wyczytujący moje numerki?
A może jakiś zwykły numerek?
Nie. Chyba jednak nie.
W grach liczbowych mam wyjątkowego pecha.

Histeryczny śmiech doprowadził do osypania się pięknej fryzury z błota i siana.
Pośmiałam się. pośmiałam i poszłam polować na kolejną chorą historię. Jest ona bowiem niezbędna do tego, żeby urozmaicić to nudne życie, które byłoby zbyt słodkie i utuczyłoby mnie do pokaźnej postaci roztytego dziecka. 
A cierpienie tak uszlachetnia, tak dopełnia.
Jak cierpisz, to nikt niepożądany nie ma prawa Ci zawracać głowy.
Jak jesteś szczęśliwy stajesz się ofiarą interesantów i petentów chcących się wspinać na twych plecach, po twej głowie.
Kto chce gadać z histerykiem? Jedynie ktoś cierpliwy, no ewentualnie taki co nie jest naiwny.

A po co to wszystko?
Żeby jeszcze raz ktoś otarł ci łzę, jak w dzieciństwie kiedy straciłeś swojego ulubionego misia, przytulił i pogłaskał po głowie, mówiąc pobłażliwie że będzie dobrze.
Potem nie pozostaje wam nic innego, jak iść do pokoju krzywych luster i w każdym z nich do rozpuku znaleźć siebie.


Zmęczona jestem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bezbrzeżna chęć brudu.

Zaczęła się jesień. Szłam melancholijnie przez park. Dzieci bawiły się na placu, ich rodzice w osowieniu siedzieli porozrzucani pojedynczo na ławkach, nieopodal epicentrum wrzasku. Psy robiły kupy gdzie popadnie, koty miauczały pod zamkniętą budką już bez piwa. A ja tak sobie szłam, noga za nogą w lekkim odurzeniu własnymi kołaczącymi się myślami. Ten mętlik, zaprowadził mnie w swej chmurze w wiele miejsc tego dnia: na kilka wystaw, na kilka "pięćdziesiątek" gdzieś w Mieście Łodzi. Szłam sama, bo wtedy nie trzeba niczego ustalać, nikomu tłumaczyć, niczego deklarować. Chcesz iść, to idziesz, jak nie to siedzisz. Potem weszłam do jakiegoś małego kina. Zorientowawszy się, że wszystkie tytuły są mi już znane - udałam się oddać mocz. Z sąsiedniej kabiny wydobywał się tak znajomy i niemal zapomniany dźwięk kochających się ciał. Uśmiechnięta oddawałam się mojemu moczowi, by razem z tymi obok spuścić się w odmęty otchłani. Wyszłam z kabiny, a w tym samym momencie otworzyły się drzw...

Tango.

Jesienna, nostalgiczna Łódź. Liście spadają w tempie na cztery, wiatr tańczy namiętne tango porannych skazańców. W witrynie jednej z kawiarń na Piotrkowskiej usiadła kobieta. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że gdzieś się spieszy. Teraz bezkarnie siedzi pijąc kawę i jedząc szarlotkę na ciepło z lodami na zimno. Między kęsami i łykami patrzy na ludzi, którzy spieszą się do pracy, tak jak ona przed chwilą.  Ludzie są rozchełstani, rozwiane są ich płaszcze przez wiatr o nieustannym tempie tanga. Ich włosy wirują niemal tak, jakby nurkowali w wodzie. Ona jest lirycznymi skrzypcami tej opowieści. Oni drepczącym akordeonem. Szarość i senność. Kobieta wzdrygnęła się. Zawsze w takie dni trafiała, jako dziecko do przedszkola, bo babcię łupał reumatyzm. Ona jednak zawsze interpretowała to inaczej: że to cały świat chmurzy się, że musi siedzieć w specyficznym rodzaju więzienia. Dziecięcego więzienia, gdzie trzeba jeść papkę o nazwie owsianka, która była konsystencji wymiocin, ewentualnie ...

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...