Wilgotny dzień.
Wszystko przybiera postać dżdżownicy. Zarówno autobus snujący się leniwie po drodze, jak i gil z nosa jednego z kuśtykających kloszardów, który chce go wysmarkać, a on się wydłuża i wydłuża... aż na metr, do samego chodnika.
Tegoż kloszarda mija właśnie, młoda wyprostowana, szczupła i zgrabna dziewczyna. Ma piękne blond włosy do pasa i roznamiętnione spojrzenie.
Porusza się jak brazylijska tancerka lekko ociężale kręcąc pupą.
Usta miała nabrzmiałe od pocałunku.
Jechała autobusem od przyjaciółki, po prywatce. Lekko skacowana słuchała muzyki, rozglądała się po autobusie, czasem przez okno. Na jednym z przystanków wsiadł mężczyzna w średnim wieku, w koszuli, pod krawatem, z teczką. Miał okulary podkreślające jego ostre rysy twarzy. Pachniał intrygującymi perfumami. Przez całą drogę zerkała na niego. Gdy miała wysiąść - on również wysiadał. Jak w tanim filmie porno bez słów spotkali się w jednej z bram i bez słowa poddali się zwierzęcemu instynktowi przedłużania gatunku, który przez rewolucyjny wynalazek - pigułkę - stał się beztroską grą miejską, casual sex - li jedynie.
Nasza bohaterka pomimo swej dziewiczej wręcz urody szła za głosem swej łechtaczki dość skwapliwie.
Uznawała, że wszystkie kobiety chciałyby tak żyć jak ona. Mieć życie usłane rozkoszą. Jednakże wszczepiona, niczym chip pruderia im na to nie pozwala.
Dlatego też bez żadnych skrupułów kochała się któregoś dnia, pod nieobecność siostry ze swoim szwagrem, lekko podpitym whisky, u nich na pralce. To było ciekawe doświadczenie. W zasadzie więcej mówiące jej o siostrze, niż o szwagrze który ochoczo baraszkował między jej udami.
Nie uczyniła nic złego. Dba po prostu o harmonię.
Harmonię seksualności, która jest tak ważna. Gdyby ona była zachowana z pewnością mniej byłoby rozlewu krwi na świecie. Mało tego! Wszyscy chodziliby odprężeni, żyliby dłużej, nie musieliby zażywać różnych substancji... XXIszy wiek, a seks zamiast być drogocennym lekarstwem na całe zło tego świata, staje się wyświechtanym sloganem reklamowym, do którego większość się ślini, bo nie ma odwagi inaczej go doświadczać.
A ona idzie sobie beztrosko do domu, całkiem zadowolona z życia i jego uroków.
Wszystko przybiera postać dżdżownicy. Zarówno autobus snujący się leniwie po drodze, jak i gil z nosa jednego z kuśtykających kloszardów, który chce go wysmarkać, a on się wydłuża i wydłuża... aż na metr, do samego chodnika.
Tegoż kloszarda mija właśnie, młoda wyprostowana, szczupła i zgrabna dziewczyna. Ma piękne blond włosy do pasa i roznamiętnione spojrzenie.
Porusza się jak brazylijska tancerka lekko ociężale kręcąc pupą.
Usta miała nabrzmiałe od pocałunku.
Jechała autobusem od przyjaciółki, po prywatce. Lekko skacowana słuchała muzyki, rozglądała się po autobusie, czasem przez okno. Na jednym z przystanków wsiadł mężczyzna w średnim wieku, w koszuli, pod krawatem, z teczką. Miał okulary podkreślające jego ostre rysy twarzy. Pachniał intrygującymi perfumami. Przez całą drogę zerkała na niego. Gdy miała wysiąść - on również wysiadał. Jak w tanim filmie porno bez słów spotkali się w jednej z bram i bez słowa poddali się zwierzęcemu instynktowi przedłużania gatunku, który przez rewolucyjny wynalazek - pigułkę - stał się beztroską grą miejską, casual sex - li jedynie.
Nasza bohaterka pomimo swej dziewiczej wręcz urody szła za głosem swej łechtaczki dość skwapliwie.
Uznawała, że wszystkie kobiety chciałyby tak żyć jak ona. Mieć życie usłane rozkoszą. Jednakże wszczepiona, niczym chip pruderia im na to nie pozwala.
Dlatego też bez żadnych skrupułów kochała się któregoś dnia, pod nieobecność siostry ze swoim szwagrem, lekko podpitym whisky, u nich na pralce. To było ciekawe doświadczenie. W zasadzie więcej mówiące jej o siostrze, niż o szwagrze który ochoczo baraszkował między jej udami.
Nie uczyniła nic złego. Dba po prostu o harmonię.
Harmonię seksualności, która jest tak ważna. Gdyby ona była zachowana z pewnością mniej byłoby rozlewu krwi na świecie. Mało tego! Wszyscy chodziliby odprężeni, żyliby dłużej, nie musieliby zażywać różnych substancji... XXIszy wiek, a seks zamiast być drogocennym lekarstwem na całe zło tego świata, staje się wyświechtanym sloganem reklamowym, do którego większość się ślini, bo nie ma odwagi inaczej go doświadczać.
A ona idzie sobie beztrosko do domu, całkiem zadowolona z życia i jego uroków.
Komentarze
Prześlij komentarz