Przejdź do głównej zawartości

Domowe pielesze

- Wstałam rano i padłam w otchłań. Otchłań szczęścia, które może być również moim przekleństwem.
Nigdy nie ma się gwarancji, chociaż są zapewnienia. I codziennie od roku w nią padam.  
A u genezy tego szczęścia leży on, obok, na wyciągnięcie małego palca. 
A może to tylko ułuda? Może w istocie wszystko jest inaczej, niż ja to widzę? Może kwiaty, które mi daje nie są świadectwem niewiędnącego afektu, ale świadectwem jego kolejnych zdrad i kłamstw? A czekoladki mają za zadanie zagłuszyć endorfinami fałsz w jego głosie?
On tak właśnie dziwnie jakoś ostatnio wraca do domu, wydeptał kapcie, nie rzuca się już na mnie, jak wygłodniały niedźwiedź... dawno się nie strzygł, koszul sobie nie prasuje…
Tak, czy inaczej jest taki piękny i tak słodko śpi. Nie chrapie, jak oni wszyscy. Oj! Jak ładnie się teraz uśmiechnął i mlasnął. 
Jednak bardzo go kocham. Jest taki szlachetny, dobry. Nie ma żadnych wad. Zawsze chodzi ze mną na te głupie komedie romantyczne. Swoją drogą ciekawe ile wytrzyma, bo ja już mam dość. Jednak musi mnie strasznie kochać. I jak idę do fryzjera, chodzi ze mną i słucha szczebiolenia tych wszystkich głupich bab. I jak prowadzę samochód najgorzej na świecie, też nic nie mówi. No anioł! Czysty anio...
W tym właśnie momencie Zbynek postanowił postawić kropkę nad "i" - puścił sążnistego bąka i odwrócił się do niej plecami.
- No, czyli jednak mnie nie kocha! Ba! Nawet mnie nie szanuje! Jak się tylko obudzi, to z nim zerwę.

Hermenegilda postanowiła mu się odwdzięczyć i również położyła się do niego plecami, cała w dąsach i pąsach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....