Przejdź do głównej zawartości

Myśli zaczesywanie pod włos.

Drżączki,
spazmy,
podminowanie i mózgu zaminowanie,
dziwne sny,
brak apetytu,
brak umiejętności precyzyjnego sklecania swoich myśli,
szybkie zapominanie o priorytetach (tuż po uświadomieniu sobie ich),
napady śmiechu,
przekręcanie powiedzonek i przysłów,
słuchanie jednej piosenki w kółko ( to akurat jest mój żywioł od lat ),
szukanie towarzystwa do opowiadania mglistych rzeczy ( no bo nie można sklecić myśli),
stanie nie w tej kolejce co trzeba (pomylenie mięsnego z zoologicznym),
wpadanie pod tramwaje,
głupkowaty śmiech ( a to akurat mam od momentu, jak zaczęłam dojrzewać),
oglądanie z przyjaciółmi "BrzydUli",
gadanie do bohaterów tego serialu i wicie się w emocjach,
po trzykroć śmiech,
nietoperze zamiast motyli,
dziwne myśli wprawiające w panikę,
układanie dziwnych scenariuszy ( i tych życiowych, i tych filmowych; niektóre nawet się pokrywają),
miądlenie kota, który każdorazowo wskakując na kolana zdaje się nie wyczuwać zagrożenia,
spadek wagi ( a to akurat bardzo miłe), 
spazmatyczne śmiechy na wadze...
niechęć do gotowania...
Chęć pisania takich pozbawionych sensu treści.
Totalny brak równowagi.
Totalny brak uwagi.
Przetrzymywanie siekiery w progu,
pakowanie choinki w kartonową trumnę i grzebanie jej w kontenerze.
NIC NIE DZIEJE SIĘ PRZYPADKIEM!
Tylko co się dzieje ?
Ponoć kobiety uzależniają się od alkoholu w ciągu trzech lat.
Zostało mi pół roku.
Ale inne instytucje zajmujące się zdrowiem (szczególnie tym pod kopułą) chyba już otwierają swoje podwoje dla mnie... wystarczy, że oprócz tego CV złożę jeszcze list motywacyjny..................................

Komentarze

  1. Mniej alkoholu jednak. dla zdrowia. a nie ''na zdrowie''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To szczęśliwie nie alkohol pomieszał mi zmysły... tym razem... ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....