Przejdź do głównej zawartości

Inkarnacje.

Poczucie indywidualizmu w życiu człowieka jest okrutnie złudne. 

Patrząc na twarze wszystkich poznanych i nieznanych osób widzimy czasem coś, co wydaje nam się znajome. Czasem nas to przeraża, a czasem ujmuje. Zależnie od doświadczeń, które stają się archetypiczną skamieliną. 
Patrzę ci w oczy i widzę twoją przeszłość inkarnacji. Pewne gesty wydają mi się znajome, niektóre całkiem innowacyjne... no bo jesteś odrębny.
Jednak w ostatecznym rozrachunku stajesz się zlepkiem swoich poprzednich inkarnacji.
Znam wszystkie inkarnacje, ale nie mogę o nich powiedzieć. Nie mogę być zbyt dosadna, bo nie można. Bo to spłaszcza wszystko. 
Widziałam kiedyś te same oczy w innych oczodołach i  te same słowa w innych ustach.
Niestety.
Powielamy siebie, inni się powielają, relacje i uczucia między nami również.
Kochamy, nienawidzimy, drżymy o kogoś, jesteśmy zazdrośni - WIELOKROTNIE.
Za każdym razem kogoś innego obdarzamy tym arsenałem uczuć. 
Można mieć wiele kochanek i można mieć wiele matek, ale zawsze w pewnym, nawet mikroskopijnym ułamku coś powielimy.
Wpadamy w rytm, wpadamy w procedurę dzięki której krzyk kolejnego despoty wyda nam się bezgłośny, a kolejny spazm rozkoszy rozszerzy tę samą galaktykę.
To nie nasza wina i tylko trochę nasza zasługa. 
To takie bezpieczne i takie przerażające. 
To jak z jadą pociągiem, kiedy każdy peron wydaje się podobnie znajomy i podobnie tajemniczy, ale wysiadając na nim zawsze trafisz bezbłędnie do najbliższego baru.
Jest tylko jedna niewiadoma - własne inkarnacje.
Jest ich mnogość. Nie masz tylu przyjaciół, ile własnych pierwiastków w innych ludziach, w życiu swych przyjaciół, kochanków, rodziny.
Tylko czasem ktoś złapie cię za ramię na ulicy i wypowie nie twoje imię z uśmiechem, myśląc że jest to ktoś znajomy, albo przyrówna do swojej matki. To prawdziwe święto, że możesz skonfrontować się z własną inkarnacją, ale możesz nie znaleźć nic znajomego. 
JESTEŚMY ZWIELOKROTNIENIEM cech, które łączą się w różne konfiguracje.
Tylko na tym polega nasza indywidualność.
Tylko na tym.
Tylko i aż. 





Komentarze

  1. Świetny tekst, rzekłbym filozoficzny test osobowościowy. Odbiór i interpretacja dla każdego całkiem różną będzie, ale "myśl przewodnia dzieła" jest uniwersalną .... a proboszcz i tak Cię, Rudolfino, wyklnie z ambony, ale to mały pryszczyk jakby. A może nawet i ekskomunikacja ..... ;)
    Pozdrawiam, ciągnij tak dalej,
    Atos

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszzzzzzzzzz :)
    Sługa,
    Atos

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieludzki spokój

Znowu jestem sama. W zasadzie nie jestem bardziej sama, niż wczoraj ani bardziej sama, niż jutro. Z tą samotnością jest trochę jak ze świadomością rzeczy, które są nabyte i mamy je niemal od zawsze - są tak codzienne że zapominamy o ich istnieniu. Łapiemy się na tym dopiero gdy ich zabraknie lub gdy napadnie nas melancholia. Wtedy dopiero zdajemy sobie sprawę ze swojego stanu posiadania. I to też raczej wybiórczo. Myśl ludzka jest niestety jak niesforny operator filmowy - chce nagrać dzieło sztuki a wychodzi mu chaotycznie nakręcony czeski film który stawa akcenty nie tam gdzie powinien. Można zatem sądzić, że dopadła mnie lekka melancholia i zaczęłam taksować siebie i swój żywot. No i poczułam się sama. Mało tego! Zdążyłam już nawet wpaść w panikę na ten temat. Poczuć powolne obumieranie czegoś w środku. Jakby w ekspresowym tempie usychało we mnie duże, liściaste drzewo. No ale w zasadzie czego tu się bać? Co tu przeżywać? Wzięłam ostatnio do ręki moją wagę strachów i lęków. Na...

Pociąg do spokoju

Obcość i wyobcowanie. Ulotność, przemijalność, bylejakość, nicość. Łzy same płyną po policzkach. Ręce opadają bezwładnie na kolana, a włosy zmierzwione są i wyblakłe. Takie uczucie ci towarzyszy, jak wtedy, kiedy byłeś małym chłopcem i wracałeś do domu z długiej podróży. Wszystko było niby znane i wiedziałeś gdzie co leży, ale jakieś takie obce, niepokojące i ty jakiś nieswój. Im jesteśmy starsi, tym chwilami jesteśmy coraz bardziej dziećmi. Czujemy to bezpieczeństwo, jakie dawało ciepło słońca i uśmiech najbliższych a zaraz potem poczucie przemijalności tej chwili, że to wszystko już nie wróci. Że możemy mieć inne szczęście, inną bliskość, ale każda przeminie i każda będzie coraz mniej intensywna w porównaniu do poprzedniej. Chwilami osuwasz się w dół, jakbyś zapadał w dziwny, smutny świat, gdzie jesteś nieswój i czujesz wszechobecną śmierć i przemijalność. I to poczucie abstrakcyjności życia: głupoty gonitwy i przeraźliwości ambicji. Pocierasz zimne dłonie o rozpalone łzami pol...

Topory i lustra.

Jestem na dachu. Jest ciepło i przytulnie. Widzę niebo. Widzę wiele jego najpiękniejszych osłon, które dane było mi zobaczyć w życiu. Nawet wtedy, gdy umierałam ze strachu. Głupiego, nieuzasadnionego strachu. Nieba przemieniają się nade mną, jak w fotoplastikonie. Pod każdym z tych niebios byłam kimś innym. Z dystansu czasu oceniam, że byłam szczęśliwą i zupełnie tego nieświadomą. Chciałam być szczuplejsza, bardziej kochana, inteligentniejsza, bardziej..., bardziej ... bardziej, niż jestem. Bo przecież trochę jestem. Nadal nie jestem bardzo , chociaż chciałabym. Łasi się do mnie jakieś stworzenie. Ono mnie bardzo , jak widać z zachowania. Ale czy to bardzo z jego strony nie jest tym, czym jest tylko dlatego, że nie ma skali porównawczej? Zawsze będzie ktoś bardziej i ktoś mniej . Tylko czasem zyskujemy w oczach innych... i chyba nigdy sprawiedliwie. Trzeba się z tym pogodzić. Ludzie to lustra, w których różne kontury się przeglądały - bardziej lub mniej nasycone różnymi barwami....